"Słońce też jest gwiazdą" Nicola Yoon
2
imigracja
,
instalove
,
jamajka
,
miłość
,
miłość od pierwszego wejrzenia
,
nauka
,
New adult
,
new adult romans
,
pierwsza miłość
,
portal sztukater.pl
,
rodzina
,
Stany Zjednoczone
,
sztukater
Jakiś czas temu brał udział w konkursie organizowanym przez jeden z portali literackich, w którym miałam odpowiedzieć na pytanie czym jest dla mnie nastoletnia miłość. Dla mnie uczucie to kojarzone jest z naiwnością, spontanicznością i intensywnością. Młodzi ludzie zakochują się natychmiast i bez zastanowienia. Moja mama kiedyś mówiła, że nastolatkowie kochają oczami a nie sercem i całkowicie zgadzam się z jej słowami. Kiedy tylko napisałam moją odpowiedź, zrządzeniem losu w moje ręce trafiła książka "Słońce też jest gwiazdą". Okazało się, że opowiada ona o losach dwójki zakochanych nastolatków, na których to wielkie uczucie spadło jak grom z jasnego nieba. Muszę przyznać, że od samego początku powieść tę potraktowałam z lekkim przymrużeniem oka, gdyż wiedziałam że jest ona skierowana do młodych, niedoświadczonych przez życie czytelników. To co by mnie raziło w przypadku literatury dla dorosłych czyli insta-love, zbytnia melodramatyczność i poziom cukru wielokrotnie przekraczający normę, tym razem było do zniesienia. Książki new adult właśnie takie są : przesadzone, naiwne i intensywne.
Natasha pochodzi z Jamajki, ale od ósmego roku życia mieszka w Nowym
Jorku. Tu ma swoje życie, chłopaka, przyjaciół… Ale rodzina dziewczyny
przebywa w USA nielegalnie i wkrótce zostanie deportowana. Natasha jest
zrozpaczona i wściekła na ojca, bo to przez niego muszą wrócić na
Karaiby. Jakby nieszczęść było mało, właśnie zdradził ją chłopak!
Przyszłość jawi się w czarnych barwach... I wtedy zrządzenie losu, a
może przeznaczenie, stawia na jej drodze Daniela. Czy można zakochać się
w ciągu kilku godzin? Natasha uważa, że to niemożliwe. Zresztą, po co
jej miłość, skoro niebawem znajdzie się w obcym kraju, wśród obcych
ludzi…
Są w tej książce dwie rzeczy, które sprawiają, że jest ona oryginalna. Po pierwsze to mężczyzna, a raczej chłopak, inicjuje wszystkie uczucia, a po drugie choć wszyscy recenzenci mówią, że mamy tutaj do czynienia z insta-miłością, to tak naprawdę uczucie, które rodzi się pomiędzy naszymi bohaterami, nie jest łatwe dla sklasyfikowania. Autorzy książek dla młodzieży przyzwyczaili nas do pewnego schematu. Zazwyczaj w takie literaturze mamy do czynienia z niedostępną, niedoświadczoną studentką, która pada "ofiarą bad boya czy uczelnianego playboya. Z początku się nie lubią i unikają, choć czuć pomiędzy nimi chemię, potem on ją ratuje z opresji i okazuje się, że od samego początku byli dla siebie stworzeni. Ot typowa bajka o Kopciuszku czy Śpiącej Królewnie. Tym razem jest inaczej. Pewnego dnia w sklepie muzycznym, Daniel spotyka "miłość swojego życia". Właśnie tak, to naprawdę jest takie proste. Chłopak widzi dziewczynę i od razu wie, że jest ona dla niego stworzona. Postanawia więc do niej podjeść, poznać i udowodnić, że to on jest tym jedynym. Tym co jest oryginalne w tym scenariuszu jest fakt, iż nastoletni amant popiera swój wykład wywodami naukowymi, bowiem któż się oprze badaniom i statystyce? Na dodatek Daniel nie mówi prosto z mostu, że jest zakochany tylko stara się przekonać Natashę do tego, że miłość pomiędzy nimi jest nie tylko możliwa lecz również nieunikniona. Znacie takie termin z języka japońskiego jak "koi no yokan"? To uczucie, gdy spotykasz kogoś po raz pierwszy i od razu wiesz, że się w
sobie zakochacie. Masz świadomość, że przyszła miłość między wami jest
po prostu konieczna. Po prostu nie ma innej drogi i jeśli będziecie z tym uczuciem walczyć to ściągniecie na siebie nieszczęście i smutek.
Sięgając po książkę, której głównymi bohaterami są zakochani, czy też pretendujący do tego miana, nastolatkowie, musicie przygotować się na to, że będzie słodko i uroczo. Młodzi ludzie mają to do siebie, że nie potrafią opowiadać o swoich uczuciach, gdyż jeszcze do końca ich nie rozumieją. Wiedzą, że coś czują, wiedzą że jest to coś silnego jednak często to właśnie wstyd nie pozwala im na rozwinięcie skrzydeł. Tym razem sytuacja się komplikuje jeszcze bardziej przez to, że nasi bohaterowie mają zaledwie jeden dzień na to by się poznać, rozkochać i...zapomnieć. Natasha bowiem ma zostać deportowana z powrotem na Jamajkę, skąd przybyła jej rodzina. Z początku troszkę się bałam tego, iż autorka przesadzi, że nasi protagoniści już po kilku minutach rzucą się sobie w ramiona, uciekną na drugi koniec Ameryki i udając dorosłych wezmą potajemnie ślub. Tutaj było jednak zdecydowanie bardziej niewinnie, przemyślanie i dojrzale. Nawet same odnośniki do teorii kwantowej, ciemnej materii czy Trzech Sióstr Losu, sugerowały iż książka jest czymś więcej niż typowym romansem dla młodych. Owszem nadal było lukrowato i naiwnie, jednak kiedy bliżej poznałam naszych bohaterów przestało mi to przeszkadzać.
Zawsze czytając książkę, nawet jeśli jest to typowy Harlequin po którym nigdy nie spodziewam się wiele, szukam w niej tematów pobocznych, które mogą służyć za wstęp do dyskusji. Tym razem była to imigracja. Co roku, tysiące moich rodaków wypełnia wnioski wizowe i odwiedza ambasady starając się o wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Nadal marzymy o karierze od pucybuta do milionera i coraz częściej urzędnicy emigracyjni, dają nam zielone światło. Dziś zaledwie 10 procent wniosków o wizę nie spełnia wymogów i jest odrzucanych. Jednak Ameryka bacznie obserwuje przybyszy dobijających do jej brzegów. By mieć szansę na szczęśliwe życie, trzeba przestrzegać zasad i obowiązujących praw, nie wychylać się czyli jednym słowem być przykładnymi obywatelami. Jeśli złamiemy prawo, przekroczymy pewne granice, będziemy nieobyczajni lub po prostu zajdziemy za skórę urzędnikowi emigracyjnemu, to możemy liczyć się z tym, że zostaniemy odesłani tak skąd przybyliśmy. Właśnie w takiej sytuacji znalazła się Natasha. Jej ojciec popełnił błąd i wraz z córką musi wrócić na Jamajkę. Dziewczyna jest załamana. Całe swoje nastoletnie życie spędziła w Stanach. Tutaj kończyła szkoły, zawierała przyjaźnie i dorastała. Zna każdy kąt swojego mieszkania, wszystkie tradycje i po prostu czuje się Amerykanką. Muszę przyznać iż uderzyło mnie to jak okrutny jest ten jankeski system. Dlaczego dzieci mają cierpieć za błędy rodziców? Dlaczego tak demokratyczny, wolny kraj pozbywa się własnych obywateli? Przecież to jest okrutne. Sama jestem emigrantką. Od 12 lat mieszkam w Irlandii i muszę przyznać, iż zaczęłam ten kraj traktować jak drugą ojczyznę. Tutaj urodziły się moje córki, tutaj skończyłam studia i podjęłam pierwszą pracę. Nie wiem jak bym zareagowała na to jak by kazali mi wyjechać, jak bym się poczuła, co powiedziała dzieciom. Autorka książki, Nicola Yoon, sama pochodzi z Jamajki i jako nastolatka przybyła do Stanów Zjednoczonych. W jednym z wywiadów można przeczytać, że niektóre fragmenty tej książki są wzorowane na jej własnych wspomnieniach i doświadczeniach. Po przeczytaniu tej powieści mój stosunek do Ameryki i jej decydentów nieco się zmienił. Już nie uważam tego kraju za oazę wolności i praw obywatelskich. To typowe reżimowe państwo, które szanuje tylko tych obywateli, którzy mogą udowodnić swoją przydatność, reszta jest traktowana jak margines, którego należy się pozbyć. I całe szczęście niekiedy jest taka możliwość.
Tym na co zwracam szczególną uwagę w przypadku powieści dla młodzieży czy młodych dorosłych, jest to czy przekazują uniwersalne prawdy i wartości, uczą oraz pobudzają emocjonalnie czytelnika. Wydaje mi się że każdy średnio utalentowany pisarz czy pisarka, jest w stanie napisać naiwny erotyk czy płytki romans, jednak stworzenie mądrej i atrakcyjnej intelektualnie powieści, jest już o niebo trudniejsze, i nie każdemu się chce wspinać na wyżyny swojego talentu, by chociażby się postarać stworzyć coś oryginalnego. Ta książka jest inna. Choć nadal będziemy ją nazywać romansem , to jednak jej fabuła rozgrywa się na tak wielu płaszczyznach, że autorka mogła poruszyć sporo wątków i tematów, które są ważne dla rozwoju młodych ludzi. Po pierwsze mamy tutaj do czynienia z dynamiką rodziny i związkami pomiędzy rodzicami i dziećmi. Doskonałym tego przykładem jest Daniel, którego najbliżsi pragną by został lekarzem, lecz on sam marzy o tym by pisać, być poetą. Autorka zadaje nam tutaj pytanie, jak można wybrnąć z tak kłopotliwej sytuacji? Jak się sprzeciwić rodzicom, którym w końcu tylko zależy na naszym dobrze?
Mamy tutaj również dyskusję na temat zła, samobójstwa, przeznaczenia czy nielegalnej emigracji. Jak na książkę dla młodzieży, która w końcu jest typową opowiastką o miłości, to jest tego naprawdę sporo.
"Słońce też jest gwiazdą" to powieść, która poruszy niejedno miękkie serce. Ja jako dorosła, doświadczona czytelniczka, jestem już uodporniona na takie wybiegi twórców i wiem czego mogę się spodziewać. Żadna ze scen nie była dla mnie zbytnim zaskoczeniem a sama końcówka była taka jak powinna, po prostu nie było innej możliwości. Moim zdaniem po książkę tę powinni sięgnąć wszyscy. Oczywiście nie jestem sobie w stanie wyobrazić mojego dziadka czy męża zaczytanego w problemach Daniela i Natashy, jednak zarówno młodzi dorośli jak i ich rodzice, zdecydowanie zaliczają się do tej grupy docelowej. Nicola Yoon umie pisać tak by zainteresować i poruszyć czytelnika. Daje każdemu ze swoich bohaterów prawo do wypowiedzenia co sprawia, iż jej powieść nie jest jednostronna. Na dodatek autorka zdaje sobie sprawę z tego, że świat nie kręci się tylko i wyłącznie dookoła zakochanych, są jeszcze inni ludzie, którzy też wołają o swoje pięć minut sławy. Pani Yoon jest w tej kwestii bardzo szczodrobliwa, dzięki czemu w jednej książce, zawartych zostało wiele ciekawych historii. Zdecydowanie polecam.
Tytuł : "Słońce też jest gwiazdą"
Autor : Nicola Yoon
Wydawnictwo : Dolnośląskie
Data wydania : 15 maja 2019
Liczba stron : 336
Tytuł oryginału : The Sun is Also a Star
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi :
Jeszcze nie miałam okazji czytać tej książki, ale chętnie nadrobię.
OdpowiedzUsuńChętnie poznam :)
OdpowiedzUsuń