"Siedem czarnych mieczy" Sam Sykes [PREMIEROWO]

Zamawiając tę książkę do recenzji, nie wiedziałam że jest ona pierwszą częścią trylogii. Zobaczyłam fajny tytuł, sprawdziłam że ma ponad 600 stron i dość ciekawie zapowiadającą się fabułę i po prostu złożyłam "zamówienie". W dzisiejszych czasach fani fantasy mają ciężko. Autorzy stawiają na serie czy po prostu trylogie, bardzo rzadko można trafić na książkę, która sama w sobie jest całością. Jednak wyobraźcie sobie, że "Siedem czarnych mieczy" można potraktować jak jedną historię z początkiem, mięsistą treścią i domkniętym końcem. Dlatego też nawet jak nie będziecie chcieli czytać dalej, to satysfakcja pozostanie. Sam Sykes nie zmusza was do kupowania wszystkich części a oferuje wam potrójną przygodę, którą możecie zacząć nawet od końca. Nie ma tutaj oczywistego cliffhangera, który zmusi nas do czekania miesięcy a nawet lat na kolejną część. Brawo, właśnie tak się powinno traktować czytelników by zyskać ich wierność. A jak do tego ma się fantazję i lekkie pióro, a także nie boi się innowacyjności to możemy się spodziewać czegoś epickiego. 

Okradziono ją z magii.

Pozostawiono na śmierć.

Zdradzonej przez tych, którym ufała najmocniej, i odartej z magii Sal Kakofonii nie pozostało nic prócz imienia, sławy i legendarnej broni. Ma jednak wolę silniejszą od czarów i świetnie wie, dokąd pójść.

Blizna to kraina rozdarta przez potężne imperia, do której zbuntowani magowie się udają, żeby zniknąć, zhańbieni żołnierze umrzeć, Sal zaś idzie tam z mieczem, bronią i listą siedmiu nazwisk. Zemsta sama w sobie jest nagrodą.

Muszę przyznać iż Sam Sykes mnie zaskoczył bowiem stworzył dzieło jakiego się nie spodziewałam, coś nowego, innowacyjnego, co było istnym powiewem świeżości w gatunku fantasy. Stworzył fantastyczną historię inspirowaną niczym innym tylko westernem. Ja jestem z tego pokolenia, które pamięta programy telewizyjne z lat 80-tych. Po dobranocce i dzienniku, w niedzielę, był obowiązkowy film z "dzikiego zachodu"... o matko jak się na to czekało (szczególnie mój tata się bardzo dokładnie przygotowywał byle tylko nie musieć wstawać podczas emisji). Choć czasy komuny nie były okresem dobrobytu i szczęśliwości do zdecydowanie odczuwam do nich pewien sentyment, w końcu to było moje dzieciństwo. Dlatego jak tylko się zorientowałam, że "Siedem czarnych mieczy" to historia pełna banitów i samotnych strzelców, a nasz główny bohatera podróżuje samotnie  przez pustynię (no może z zaufanym rumakiem), to się zakochałam . Nie zraziło mnie nawet to, iż rzeczony rumak jest niczym innym jak gigantycznym, złośliwym ptakiem  inspirowanym postacią Chocobos z Final Fantasy (kto grał będzie wiedział o co chodzi). 
Fabuła książki koncentruje się na Sal , który czeka na swoją egzekucję. Przed śmiercią postanawia wygłosić ostatnią spowiedź, i opowiedzieć o wydarzeniach, które doprowadziły ją do opuszczenia kilku płonących miast i pozostawienia za sobą wielu ofiar śmiertelnych.  Przyznaje, że  kiedyś była zupełnie inną osobą i opowiada o tym, jak powstała listę osób, które odebrały jej dawne życie.
Brzmi troszkę jak fabuła "Kill Billa" Quentina Tarantino, nieprawdaż? Choć widać tutaj podobny schemat to  nie jest to książka o wybieraniu nazwisk z listy jeden po drugim i wymierzaniu im sprawiedliwości.  Powieść Sykes jest bardziej klasyczną opowieścią o zadaniach, która koncentruje się na podróżach i celach, a zemsta dokonywana jest w trakcie .Jednak to, co sprawia, że ​​jest to interesujące, to fakt, że Sal tak naprawdę nie widzi aspektu misji, widzi tylko nazwiska na swojej liście i zrobi wszystko aby je skreślić (nawet jeśli oznacza to, że zrobi coś dobrego, aby tego dokonać).

Wszystkie postacie w tej książce to prawdziwa uczta. To, co osiąga Sykes, jest czymś w rodzaju magii pod względem postaci. Każdy złoczyńca, który się pojawi, czy to w jednym rozdziale czy też będzie nam towarzyszył do końca historii, jest interesujący i wyjątkowy.Już na samym początku książki, zanim główna fabuła zacznie działać, poznajemy się z fenomenalną postacią która podczas pojedynku, prowadzi uprzejmą rozmowę i słucha opery. Każdy, podkreślam KAŻDY z bohaterów, nawet Ci peryferyjni, jest na tyle interesujący, że chciałam dowiedzieć się o nich więcej.
Sal to zachwycająca prowadząca, którą cechują wdzięk, humor i nieprzewidywalność. Jest postacią, która ma blizny zarówno fizyczne, jak i emocjonalne, a mimo to musiała nauczyć się z tym żyć. Musiała znaleźć motywację, by iść dalej, i w zachodnim stylu gra klasycznego "dryfującego" łowcę nagród. Inną postacią, która naprawdę mi się podobała, jest Liette, która okazuje się być kimś w rodzaju uniwersalnej postaci wspierającej, działającej jako zbrojmistrz, sanitariusz i szalony naukowiec. Jest bardziej cyniczna niż Sal, a jednocześnie ma więcej nadziei na poprawę sytuacji. Nie powiem o niej więcej niż to, poza tym, że każda scena z nią była przyjemnością i żałuję, że nie została wykorzystana trochę częściej. 
Książka jest również bardzo zabawna. Przez cały czas szczerze się śmiałam. Postacie są bardzo złośliwe i cyniczne, więc humor może nie być dla wszystkich, ale osobiście przez cały czas  miałam banana na ustach. Wiele razy myślałam o opublikowaniu cytatów z postępów lektury na Instagramie, ale łapałam się na tym ,że  duża część humoru wymaga kontekstu sceny, aby była zabawniejsza ... ale kiedy masz już ten kontekst, jest tu kilka perełek dialogowych.


Mam kilka drobnych skarg, ale tylko dwie są naprawdę godne uwagi. Po pierwsze, środek książki jest nieco zbyt chaotyczny, zbyt dużo dzieje się naraz. Ktoś szuka kogoś do zabicia, a potem udaje się do następnego "punktu kontrolnego". Jak na tak poważny temat  było to zbyt szybkie i niefrasobliwe. Drugi "problem" z tą historią to lekka irytacja postacią Sal. Pod wieloma względami jest bardzo dobrze napisaną postacią. Jest zabawna, sprytna… ale ktoś tak cyniczny, którego zdradzono tyle razy w przeszłości, powinien chociażby się zastanowić czy nie wpadł w pułapkę, kiedy nagle wszystko zaczyna się układać po jego myśli. Rozumiem, że w większości tych scen napięcie jest wysokie, a ona ma do czynienia z wieloma sprzecznymi emocjami, jednak jak na tak silną bohaterkę powinna umieć zachować trzeźwość umysłu. 

Przez prawie 700 stron nie mogłam się powstrzymać od podziwiania samych umiejętności autora jeśli chodzi o złożoność fabuły.. Nigdy nie odniosłam wrażenia, że coś jest zbył "długie" czy nudne. Sykes świetnie poradził sobie z przesiąkniętą krwią historią Sal, która miała kilka naprawdę mocnych momentów. Jego wyczucie czasu jest po prostu perfekcyjne! Złożone postacie, świetne dialogi, intensywna akcja, zniewalająco oszałamiający system magii, zawiłe budowanie świata, brutalna przemoc, humor, romans,  GIGANT PTAK jako rumak. Po prostu uwielbiałem tę książkę!


Tytuł : "Siedem czarnych mieczy"
Autor : Sam Sykes
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 01 września 2020
Liczba stron : 656
Tytuł oryginału : Seven Swords in Black



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld

 
 

2 komentarze:

  1. Fantastyka z magią, to taki rodzaj, który lubię czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lektura dopiero przede mną, ale już czeka na półce <3 Jestem bardzo ciekawa, czy mi się spodoba, a Twoja recenzja zapowiada naprawdę przyjemną powieść :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger