"Twoje fotografie" Tammy Robinson

Rak, przez niektórych lekarzy, nazywany jest "epidemią XXI wieku". Kiedy umiera ktoś młody, przyczyną jest zazwyczaj ta choroba, która może dotknąć każdego bez względu na wiek, płeć, religię czy styl życia. Jest ona tak podstępna, że często bagatelizujemy pierwsze objawy i przesłanki, a kiedy w końcu wybierzemy się do lekarza okazuje się, że na leczenie może być już za późno. Jednak dzisiejsza medycyna robi coraz większe postępy. Choć zwolennicy teorii spiskowych uważają, że w jednym z amerykańskich laboratoriów wymyślono lekarstwo na raka, to tak naprawdę panaceum nie ma, powstają za to coraz nowsze i skuteczniejsze metody na to, by chorego całkowicie wyleczyć. Mówi się, że jak ktoś przeżyje 5 lat i nie będzie remisji choroby to znaczy, że walka została wygrana. Niestety nasza bohaterka, Ava, nie miała tyle szczęścia, choć niewiele jej zabrakło. Trzy lata po zakończeniu terapii, rak powrócił, ze zdwojoną siłą i tym razem lekarze nie dawali dziewczynie żadnych szans. Dołączyła do grona setek tysięcy ludzi, którym już nie da się pomóc. Jednak Ava nie bała się śmierci lecz zapomnienia. Może i jest to dość egocentryczne jednak zapewne każdy z was chciałby być zapamiętany lecz nie jako "ta co młodo umarła". Młoda kobieta wpadła na rewelacyjny pomysł, w który zaangażowała całą swoją rodzinę. Dzięki temu udało jej się oswoić jednego z najgroźniejszych przeciwników : śmierć. 

Zostały ci zaledwie miesiące na rzeczy, na które jeszcze wczoraj miałaś długie lata.W dniu swoich dwudziestych ósmych urodzin Ava dowiaduje się o wznowie raka, z którym walczyła trzy lata wcześniej. Lekarze nie pozostawiają nadziei: dziewczyna ma przed sobą jakiś rok życia. Ava nie zamierza jednak pozwolić chorobie decydować o tym, jak przeżyje ostatnie cenne miesiące – pragnie urządzić swój wymarzony ślub. Jest tylko jeden mały problem. Brak pana młodego.Ava nie ma też zbyt wiele pieniędzy, a przede wszystkim czasu… Lecz to wszystko jest bez znaczenia. Zorganizuje wesele dla siebie samej.

Dziś, podczas mojego codziennego joggingu, spotkałam jednego z moich starych znajomych i oczywiście zaczęliśmy wspominać te "dawne, dobre, czasy". W toku rozmowy okazało się, że nie dla wszystkich życie było łaskawe. Niektórzy dość szybko przywdziali "dębowe jesionki" (czytaj trumny). Wiem, że mogę być niedelikatna, jednak w XXI wieku, śmierć młodych ludzi, nie jest już niczym zaskakującym, szczególnie że duży ich odsetek umiera na tę samą chorobę, która losowo wybiera sobie narządy. W moim telefonie ustawione są powiadomienia z jednego z portali informacyjnych. Przynajmniej raz dziennie dowiaduję się, ze któraś ze znanych osób przegrała walkę z rakiem. Nic dziwnego, że temat ten, wkroczył również do literatury. Muszę przyznać, że sięgając po tę książkę troszkę się bałam. Często zdarza się tak, że autorzy chcą zarobić na chorobie swoich bohaterów, wycisnąć łzy z czytelników i zagrać na ich emocjach. Mistrzem w tego typu literaturze jest Nicholas Sparks. Miałam przyjemność przeczytać jedną z jego książek i myślę, że już mi wystarczy. Nie przepadam za typowymi wyciskaczami łez, które skłaniają wyłącznie do obnażenia się z uczuć a niczego nie uczą, nie wywołują refleksji i nie prowokują do dyskusji. Jednak jak dobrze wiecie lubię dawać szanse, szczególnie nowym dla mnie autorom, dlatego postanowiłam nie skreślać Tammy Robinson, zanim przeczytałam jej książkę. Na samym początku sprawdziłam noty na Goodreads i okazało się, że tytuł ten zbiera same pozytywne opinie i dostał jedną z najwyższych lokat. Suma punktów, w skali do pięciu, wyniosła 4,4 co jest jednym z najwyższych wyników jakie widziałam. Po przeczytanie paru recenzji zdążyłam sobie, jako tako, wyrobić własną opinię na temat tej książki i pozostało już tylko ją przeczytać. I wierzcie mi jak usiadłam w fotelu tak z niego wstałam 5 godzin później, wyczerpana zarówno fizycznie jak i emocjonalnie i głodna. No i oczywiście zaspałam potem do pracy, ale do tego to już zdążyłam się przyzwyczaić. 
W książce Robinson mamy do czynienia z bohaterką, która umiera. Temat dość powszechny, szczególnie w przypadku literatury kobiecej. Ava, choć jest kochana, współczująca, mądra i zdecydowanie zbyt doświadczona jak na swój wiek, ma również jedną przywarę : jest egocentryczna. Tym razem nie ma tutaj jednak mowy o zawistnej młodej kobiecie z manią wielkości, która pragnie by wszyscy zwracali na nią uwagę. Nasza bohaterka pragnie po prostu być zapamiętana. I ja, jako czytelniczka i kobieta, uważam że ma do tego pełne prawo, szczególnie w sytuacji w jakiej się znalazła. Moja babcia zmarła 9 lat temu i dziś, jak ją wspominał to pierwszy obraz jaki staje mi przed oczami to jej zażółcone bilirubiną oczy wyzierające z porytej zmarszczkami twarzy. Potem przypomina mi się szpitalne łóżko, odór moczu, zimne wnętrze domu pogrzebowego i czarny kondukt wolno sunący pod prażącym słońcem. Ludzki umysł skonstruowany jest w ten sposób, żebyśmy wyraźniej pamiętali złe i traumatyczne wydarzenia. Ma to być dla nas lekcją na przyszłość. Ale przecież moja babcia nie była żółtą, umierającą na raka obcą. Była kochaną, wierną, potulną starowinką, która robiła pyszne omlety, kupowała lizaki pod Kościołem i packą zabijała muchy. Wcale się nie dziwię Avie, że nie chciała by ludzie ją pamiętali jako tę "młodą" co zmarła na raka, a wcześniej strasznie schudła i wypadły jej włosy. Dlatego jej pomysł na zaaranżowanie własnego wesela, jednak bez pana młodego, gdyż takowego nie było, wydał mi się jednocześnie szalony a z drugiej strony adekwatny. Niech ludzie zapamiętają mnie jako uśmiechniętą pokręconą dziwaczkę, a nie terminalnie chorą nieszczęśnicę. 

I jeśli właśnie na tym motywie, czyli ślubie bez pana młodego, miałaby się opierać fabuła tej książki, to uważałabym ten pomysł za niezwykle trafiony i oryginalny. Jednak podczas przygotowań do tego wielkiego wydarzenia, pojawił się ktoś, kto całkowicie zmienił bieg książki. A na imię mu było James. Mężczyzna zaangażował się w sprawę ślubu jako fotograf. Musicie bowiem wiedzieć, iż  cała impreza nie miała nic z anonimowości. O sprawie dowiedziały się lokalne media, które krok po kroku relacjonowały przygotowanie i serwowały pikantne szczegóły. Książka upstrzona jest wycinkami z gazet. Całe miast pragnęło wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Do Avy zaczęli pisać ludzie, którzy mieli podobne doświadczenia do niej , jednak nie mieli odwagi niczego zmienić w swoim życiu. Do drzwi dziewczyny zaczęli pukać przedstawiciele lokalnych sklepików, piekarni czy firm organizujących eventy, by zaofiarować swoje usługi. Ślub Avy miał być wydarzeniem roku, czymś oryginalnym i jednym w swoim rodzaju. Skusił się również James jednak dla niego poznanie dziewczyny, całkowicie zmieniło jego życie. Chłopak się zakochał. Patrząc na okładkę książki od razu wiedziałam, że pojawi się tutaj miłość. Czytając notkę wydawniczą wiedziałam, że pojawi się ona znikąd, jednak muszę przyznać że nie byłam na nią zupełnie przygotowana. Rozumiem, że serce nie wybiera, jednak wydaje mi się, iż ludzie czasem powinni okiełznać swoje uczucia i pokierować się rozumem. Ciężko mi jest powiedzieć, jak ja bym się zachowała na łożu śmierci, jednak wydaje mi się, iż zachowanie Avy, było nieco egoistyczne. Wiedziała, że umiera, znała nawet "dokładną" godzinę i liczbę dni, zresztą taki ustawiła sobie wyświetlacz w komputerze, coś ala Final Countdown. Czy będąc terminalnie chorą kobieta miała prawo się wiązać? Owszem znam ludzi, którzy biorą śluby w szpitalach, na godzinę przed zgonem, jednak czy jest to sprawiedliwe wobec drugiej osoby? James co prawda wiedział co robi, w końcu był dorosły, jednak czy jego decyzja nie była powodowana tym silnym pierwszym wrażeniem, chemią czyli po prostu zauroczeniem? Czy Ava nie zastanawiała się, że być może skazuje, młodego jeszcze faceta, na cierpienie do końca życia? Że już codziennie będzie o niej myślał i tylko czekał aż do niego dołączy? Moim zdaniem jej uczucie było niezwykle samolubne i nie powinna była pozwolić na to, by przerodziło się w coś więcej. Ciekawa jestem jakie jest wasze zdanie? W takim momentach żałuję, że nie należę do żadnego literackiego klubu dyskusyjnego, bo temat ten jest niezłym punktem startowym do polemiki. 

Rzadko się zdarza by w książkach przedstawiono rodzinę jako komórkę, w której wszyscy się kochają. Zazwyczaj czytelnicy lubią dysfunkcje, patologie i przemoc. Tym razem, Tammy Robinson, postawiła na taki model rodziny, o jakim marzą wszystkie niewinne dzieci, rodzice i ich pociechy, dziadkowie, zastępy ciotek i wujków oraz przyjaciele rodziny. Wszyscy oni pływają w swojskim sosie doskonałości. Muszę przyznać, że momentami wszystko to, cała otoczka wokół Avy, była dla mnie przesłodzona. Owszem autorka doprawiła to wszystko poczuciem humoru i oswoiła lekkością stylu, jednak nadal nie mogłam uwierzyć w to, że takie społeczności, gdzie każdy się kocha i szanuje, istnieją. Co prawda wiem co Robinson chciała tym ugrać i za to ją cenię. Też uważam, że najważniejsze w walce z chorobą jest wsparcie najbliższych, którego było tutaj bardzo dużo. Pojawiła się rodzina i najbliżsi przyjaciele a potem dołączali do nich coraz to nowi, obcy ludzie, których zafascynowała i wzruszyła historia Avy. To właśnie ten tłum na nowo napisał tę książkę, bo choć momentami była nudna i zbyt przepełniona refleksjami, to poznanie tak wielu interesujących postaci zdecydowanie działa jej na plus. 

"Twoje fotografie" to książka, która otworzyła mi oczy. Zdałam sobie sprawę, że codziennie martwię się tysiącami nieistotnych rzeczy, które tak naprawdę nic nie wnoszą do mojego życia. A to spódnica jest nieuprasowana, a to korek za długi czy ulubiony napój w sklepie wyprzedany. Dziś ludzie przestali zwracać uwagę na sens i jakość życia, a zajmują się przysłowiowymi "pierdołami". Pora się zatrzymać i zacząć doceniać to co mamy, cieszyć się z cudownych momentów, gdyż mogą okazać się jednymi z ostatnich. Książka Robinson jest powieścią o przezwyciężaniu "niemożliwego", pokazuje że strzała Amora może nas trafić w każdej chwili i od nas tylko zależy czy popłyniemy z prądem czy też usuniemy uwierający nas grot. "Twoje fotografie" sprawią, ze stracicie oddech, zatoniecie w łzach i w końcu odważycie się wykrzyczeć słowa podziękowania za to, że żyjecie. Nie ważne do kogo. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Twoje fotografie"
Autor : Tammy Robinson
Wydawnictwo : IUVI
Data wydania : 15 maja 2019
Liczba stron : 328
Tytuł oryginału : Photos Of You


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/

6 komentarzy:

  1. Bardzo mądre przesłanie niesie ze sobą ta książka. Życie jest za krótkie by przejmować się nieistotnymi rzeczami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie spodziewałam się, że to taka świetna książka.koniecznie muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno przeczytam :) A co do Sparksa - zgadzam się, ale lubię jego książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczę na to, że i mnie poruszy ta historia. :)

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo chcę poznać tą książkę. Wiele o niej słyszałam!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger