"Kroniki kota podróżnika" Hiro Arikawa
Sama się zastanawiałam, już po zamówieniu egzemplarza recenzenckiego, co mnie podkusiło by sięgnąć po tę pozycję. Po pierwsze niezbyt przepadam za kotami, po drugie zmęczona Murakamim, którego nie potrafiłam czytać (a tym bardziej zrozumieć), obiecywałam sobie, że literaturę japońską ograniczę do komiksów. Jednak jest coś takiego w tym tytule, może chodzi o piękną okładkę, może o porównanie wydawcy do "Oskara i Róży", że nie mogłam sobie darować. I muszę się przyznać, jest to jedna z lepszych, pobudzających zmysły i wyzwalających uczucia książek jakie przeczytałam w tym roku.
Srebrny van był jego stałym miejscem odpoczynku. Ciepła maska sprawiała, że kot nawet w zimie czuł względne ciepło. No i właściciel vana często przynosił coś dobrego do jedzenia. A to kawałek mięsa a to garść suchej karmy. Kot, w przeciwieństwie do innych dachowców, czuł się szczęśliwy. Jednak pewnego dnia zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Jadący z nadmierną prędkością samochód potrącił Kota i połamał mu tylną łapę. Doczołgawszy się do srebrnego vana zwierzę, zaczęło miauczeć wzywając pomocy. Zjawił się właściciel samochodu i zabrał poszkodowanego do weterynarza. Od tej pory pomiędzy mieszkającym samotnie Satoru oraz nazwanym Nana
czworonogiem wywiązała się przyjaźń na śmierć i życie.
Pięć lat później, w wyniku pewnych "okoliczności" Satoru zmuszony został do znalezienia nowego domu dla swojego pupila. Z kotem w samochodzie podjął się wyprawy po japońskich wyspach w poszukiwaniu przyjaciół z przeszłości, którzy mogliby przygarnąć zwierzę.
Jeszcze nigdy nie czytałam powieści drogi, w której jednym z głównych bohaterów jest kot. Na samym wstępie miałam dość mieszane uczucia. Prosty, często naiwny czy wręcz banalny styl autora sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, jaki typ czy grupa wiekowa czytelników jest targetem tej książki. Czy to powieść dla dzieci? A może dla młodzieży? Wydawca nigdzie o tym nie wspomina. Jednak z biegiem czasu ( i fabuły) zdałam sobie sprawę z uniwersalnych wartości przemyconych w tej książce, oraz z jej niezwykłości.
Większość czytelników, zarówno polskich jak i zagranicznych, recenzując powieść wspomina, że jest ona niezwykle smutna. Część popłakała się podczas czytania, część tylko mięła w rękach chusteczki. Lekturę ukończyłam dopiero kilka godzin temu, więc może nie jest jeszcze czas na wyciągnięcie ostatecznych wniosków, jednak ja odebrałam tę powieść w zupełnie inny sposób. Oczywiście fabuła jest smutna, szczególnie kiedy czytelnik się w końcu domyśli powodu przymusowego rozstania z kotem, jednak moim zdaniem autorowi zależało na tym, by zasiać w czytelnikach ziarenko nadziei i wiary. Zamiast płakać, powinniśmy cieszyć się z tego, jak twardą osobą był Satoru, jak bardzo zależało mu na najbliższych i jaką odwagą wykazał się w swoim życiu by oszczędzić swoim najbliższym cierpienia. Tak naprawdę jest to książka o tym, żeby się nie poddawać, że nic w życiu się nie kończy, nic nie ginie bezpowrotnie, a w naszych sercach powinna być radość nie smutek- choć smucić się jest łatwiej.
Nie spodziewałam się, że ta niepozornych rozmiarów książka, okaże się dziełem na poły filozoficznym, szczególnie kiedy głównym narratorem jest kot. I to kot nie byle jaki, ale taki z krwi i kości. Jeśli kiedykolwiek w życiu,ktoś by mnie zmusił do scharakteryzowania psychiki tych zwierząt, odesłałabym go do tej właśnie powieści. Nano, jest jak żywy przedstawiciel tego gatunku : złośliwy, chodzący własnymi drogami, przemądrzały i zamknięty w sobie. Z drugiej strony lojalny, wierny i ufny, choć to cechy dość rzadkie u kotów. Podobnie rzecz się ma z Satoru, gdyż jego psychika również została tutaj obnażona. Po przeczytaniu tej książki, zdajemy sobie sprawę, że ta dwójka była sobie przeznaczona i to nie tylko ze względu na zbieżność charakterów. Po prostu taka jest karma. Dwie "osoby" spotkały się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie i ich losy zostały ze sobą splecione na zawsze.
Podróż Satoru z Nano to podróż ścieżką wspomnień, przyjaźni i sentymentów. Młody mężczyzna, którego osierocili w młodości rodzice, i zmuszony był mieszkać wraz z ciotką w coraz to nowych miejscach, wyrusza na poszukiwania swoich przyjaciół z dzieciństwa. Na każdym przystanku, podczas tej wycieczki, czeka na nas rozbudowana retrospekcja, w której cofamy się do szczenięcych lat Satoru. Lat wypełnionych zarówno cierpieniem jak i beztroską, które w szczególny sposób ukształtowały naszego bohatera. Poznajemy najbliższe mu osoby, jego otoczenie i pasje. Wraz z nim przechodzimy szczenięce zauroczenie i czas studiów. Dowiadujemy się wszystkiego o narodzinach przyjaźni, tej prawdziwej do grobowej deski.
Podróż ta to również kalejdoskop pięknych krajobrazów Kraju Kwitnącej Wiśni. Przeplatają się tutaj obrazy pokrytego śniegiem Tokyo, łąk pełnych kwitnących chabrów czy czerwonej, jesiennej jarzębiny. Japonia to pasące się luzem konie, samotna góra Fudżi oraz promy, otwierające swe metalowe szczęki by połknąć wyruszające w podróż samochody. Po przeczytaniu tej książki, moje serce wyrywa się do kraju samurajów.
"Kroniki kota podróżnika" to jednocześnie rozdzierająca serce opowieść o przyjaźni oraz zabawna historia o podróży pana i jego kota. Hiro Arikawa, jak przystało na japońskiego pisarza, odwalił bardzo dobrą robotę w graniu na nerwach i uczuciach czytelnika. Choć do samego końca zaciskałam kciuki wiedziałam, że finał będzie raczej słodko-gorzki. Polecam wszystkim.
P.S Pewnie zastanowi was, dlaczego na okładce mamy do czynienia z czarnym kotem, kiedy w rzeczywistości Nana był biały, z kilkoma ciemniejszymi plamkami. Otóż inspiracją, dla oryginalnej okładki był znaleziony w internecie obraz Shuai Liu, japońskiego rysownika, którego pasją były koty. Ot, taka wisienka na torcie.
Tytuł : "Kroniki kota podróżnik"
Autor : Hiro Arikawa
Wydawnictwo : Prószyński i S-ka
Data wydania : 5 kwietnia 2018
Liczba stron : 240
Tytuł oryginału : Tabineko Ripoto (旅猫リポート)
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Zostałem kierowcą, wszystko dzięki www.albar.krakow.pl. Polecam.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, że koty jako zwierzaki są całkiem przyjazne. Tym bardziej, że ja także mam u siebie ładnego kota. Wielce podoba mi się to co napisano w http://koty-birmanskie.pl/koty-o-umaszczeniu-szylkretowym-co-nalezy-o-nich-wiedziec/ i jestem zdania, faktycznie tak jest często. W sumie koty są całkiem popularnym zwierzęciem domowym.
OdpowiedzUsuń