[PRZEDPREMIEROWO] "Toń" Marta Kisiel
0
fantastyka
,
fantasy
,
podróże w czasie
,
rodzina
,
science fiction
,
siostry
,
skarb Breslau
,
Wrocław
Zabierając się za ten tytuł wiedziałam tylko dwie rzeczy : autorką jest Marta Kisiel i z recenzją mam zdążyć przed 23 maja czyli datą oficjalnej premiery książki. Okładka również nie sugerowała zbyt wiele. Z początku myślałam,że mam do czynienia z zabawną powieścią new adult z wątkiem kryminalnym. Moje zaskoczenie było ogromne kiedy po kilkudziesięciu stronach przekonałam się, że "Toń" jest przedstawicielką gatunku fantasy. Dla mnie, wielbicielki wszelkiego rodzaju fantastyki, książka od razu zdobyła kilka dodatkowych punktów. Z drugiej jednak strony, grono jej odbiorców zostanie na pewno solidnie ograniczone. A szkoda, gdyż proza Marty Kisiel, choć z pogranicza slangu młodzieżowego, jest naprawdę rewelacyjna.
Dżusi Stern, osiedlowa sex bomba i wieczna studentka, na wezwanie ciotki Klary, opuszcza Opole i przyjeżdża do Wrocławia by zaopiekować się kotem i mieszkaniem ciotki. Wraz z siostrą Eleonorą od małego były uczone trzech głównych zasad panujących w domu : nikogo nie wpuszczamy do środka, nie zostawiamy mieszkania bez opieki i nie zadajemy pytań na temat śmierci rodziców. Klara, choć starsza od sióstr tylko o kilka lat wychowywała je twardą ręką. Teraz, postanowiła wyjechać na wakacje, w rejs po wyspach karaibskich, i potrzebowała pomocy obu kuzynek.
Już pierwszego dnia, kiedy Dżusi została sama w domu, dopuściła się rzeczy karygodnej. Kiedy na
progu stanął uroczy antykwariusz, niewiele myśląc złamała jedną z kardynalnych zasad i wpuściła go do domu. Mężczyzna przyszedł odebrać rzecz, którą obiecała mu Klara w zamian za odnalezienie poszukiwanego przez nią przedmiotu. Mężczyzna zwany Ramzesem wychodząc zabrał ze sobą małe prostokątne pudełko. Utrata pudełka uruchomiła lawinę zdarzeń, których nie dało się już cofnąć.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy jest styl i warsztat Marty Kisiel, w kuluarach zwanej Ałtorką. Choć nie ma czemu się tutaj dziwić : nie jest to pierwsza książka autorki. Ma ona na swoim koncie sporo prac, z którymi koniecznie muszę się zapoznać, może nawet wraz z córką. Język powieści jest z pewnością skierowany do młodszych czytelników. Jest to połączenie mowy potocznej z wrocławskim slangiem choć zdarzają się piękne, wręcz malowniczo rozbudowane fragmenty, w których autorka opisuje nam zdarzenia czy miejsca. Choć dialogi są zabawne, opisy proste a sam wydźwięk powieści jak najbardziej młodzieżowy, to niektóre części książki, szczególnie te dotyczące wypraw w czasie, są naprawdę mroczne. Często wywołują ciarki na plecach. Nieustannie kojarzyły mi się z horrorami, które oglądałam ze względu na swoją plastykę czy z początkowymi utworami Stephena Kinga. Autorka w niesamowity sposób potrafi budować klimat powieści, śmiejemy się kiedy mamy się śmiać, wstrzymujemy oddech w zaplanowanych momentach a przez cały czas towarzyszy nam zaciekawienie i chęć odkrycia zagadki zaginionych rodziców dziewczyn.
Podróże w czasie to dość popularny temat wśród książek fantasy. Wydawać by się mogło, że ciężko będzie napisać coś nowego, odkrywczego, co nie zanudzi czytelników lub nie sprawi wrażenia skopiowanego lub łagodniej mówiąc"inspirowanego" twórczością innych autorów. Marta Kisiel sięgnęła aż do mitologii greków i osławionej rzeki Styks oddzielającej świat żywych od krainy umarłych. To właśnie ona jest symbolem czasu i oby móc swobodnie w nim podróżować potrzebujemy wykwalifikowanego przewodnika, monety oraz paru kropel Belladony. I oczywiście zegarka i kogoś kto go odpowiednio nastawi. Jak widzimy mamy tutaj do czynienia z połączeniem współczesności z dawnymi mitami. Jeśli dodać do tego Strzygonia, czyli naszego rodzimego wampira, sympatycznego zegarmistrza oraz siostry tkające nić przeznaczenia (kolejny odnośnik do mitologii) wtedy wyjdzie nam istna mieszanka wybuchowa. Jednak tym razem taki miszmasz zdał egzamin i sprawił, że książka wciągnęła mnie bez reszty.
Zostając jeszcze chwilkę przy naszych głównych bohaterach to są oni prawdziwą galerią osobliwości. Mamy tutaj przebojową, wulgarną, średnio pojętną Justynę Stern, wieczną studentkę i fankę wysokich obcasów, która nie da sobie w kaszę dmuchać oraz Eleonorę, która jest jej kompletną przeciwnością. Ubrana na czarno pani bibliotekarka, bojąca się korzystać z transportu publicznego to zamknięta w sobie trzydziestoletnia kobieta, która w życiu kieruje się zdrowym rozsądkiem i zmysłem organizacji. Ciotka Klara, ognistoruda piękność, kryjąca w sobie wiele tajemnic, to stara panna, która niczym lwica broni dostępu do swojego pokoju i swojej przeszłości.
Każda z postaci, którą poznajemy w książce, jest indywidualnością. Dobrze wykreowaną sylwetką, której nie sposób jest nie polubić.
Jednak "Toń" oprócz zagadki i podróży w czasie w poszukiwaniu jej rozwiązania ma drugie, głębsze dno związane z moralnością człowieka. Jeśli nie wiecie o co chodzi to jak zwykle chodzi o pieniądze- jak mówi stare porzekadło. I to nie o byle jaką kwotę a setki ton złota, nazwane "Złotem Breslau", ukrytym przez hitlerowców skarbem. To właśnie w pogoni za fortuną zginęli rodzice Dżusi i Eleonory. Zaślepieni możliwością zgarnięcia wielkich pieniędzy zaszli w miejsca, z których nie było już powrotu. Umierając nie tylko osierocili kilkuletnie dziewczęta. Zmusili również młodą, niespełna szesnastoletnią Klarę do zaopiekowania się kuzynkami tym samym niszcząc jej dzieciństwo (z książki się dowiecie, że niszczyli je już wcześniej). Czy kogoś takiego możemy żałować? Ja jak już się dowiedziałam co lub kto był przyczyną śmierci Ludwika i Ireny, w ogóle nie czułam żalu.
Moment osierocenia dziewczyn jest moim zdaniem najsłabszym ogniwem całej książki. Zastanowiło mnie jakim cudem, niespełna 16 lat temu, czyli w czasach prawie nam współczesnych, gdzie komputery stały w prawie każdym domu i nawet żule spod budki z piwem mieli telefony komórkowe, nikt się nie zorientował że zginęła dwójka dorosłych ludzi. Jakim cudem w kamienicy, gdzie mieszkała największa plotkara Radomia, nikt się nie zainteresował losem trójki mieszkających samotnie dzieci? W końcu Klara, kiedy spadła na nią rola opiekuna, też była jeszcze dzieckiem. Gdzie była wtedy opieka społeczna? I dlaczego, będąc praktycznie w tym samym wieku, Eleonora i Dżusi tak drżały ze strachu na sam widok swojej ciotki?
"Toń" pomimo drobnych wpadek merytorycznych (bądź zwykłego niedopracowania szczegółów) jest naprawdę ciekawą i wciągającą (jak ton) powieścią fantasy. Zabawne dialogi, wartka fabuła, ciekawie zarysowane wątki historyczne oraz opisy Wrocławia przeszłości wszystko to składa się na ciekawą lekturę bez względu na wiek czytelnika. Jest to powieść warta spędzenia z nią leniwego popołudnia. Polecam.
Tytuł : "Toń"
Autor : Marta Kisiel
Wydawnictwo : Uroboros
Data wydania : 23 maj 2018
Liczba stron : 416
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz