"First last look" Bianca Iosivoni

     Do czego przyzwyczaili nas twórcy literatury new adult? Do utartych schematów, powieści których fabuła toczy się w collegu, bad boyów i niewinnych, nieśmiałych "dziewic". Do czego przyzwyczaili nas niemieccy twórcy tego gatunku? Do dobrej rozrywki, lekkiego języka, dużej dawki humoru i książek, które pochłania się na jednym posiedzeniu. Jak tylko dowiedziałam się, że do polskich księgarń trafi książka Bianci Iosivoni, młodej niemieckiej pisarki, wiedziałam że muszę ją wciągnąć na moją listę czytelniczą. Co prawda już dawno wyrosłam poza "target" literatury dla młodych dorosłych, jednak czytając o perypetiach studentów, ich pierwszych miłościach, zawodach serca i porażkach, czuję że młodnieję w oczach. Przypomina mi się moja młodość, mój "wesoły"akademik, imprezy do białego rana i pisane na kacu kolokwia. Jak każdy z nas wie, młodość ma swoje prawa. Dziś o takich szaleństwach mogę jedynie pomarzyć. Dlatego cieszę się, że literatura new adult trzyma się nieźle a nowe powieści są regularnie wydawane. Każda z nich jest dla mnie wehikułem czasu, kwestia tylko tego, na jak dobrego pilota się trafi. Okazuje się, że Iosivoni ma licencję pierwszej klasy. 

Kiedy Emery Lance zaczyna swoje studia w Wirginii Zachodniej, jedynym czego sobie życzy jest nowy początek. Chce po prostu studiować: bez plotek na jej temat i potępiających spojrzeń nieprzyjaznych jej ludzi. Za to jest gotowa znieść naprawdę dużo, choćby wytrzymać w jednym pokoju z najbardziej denerwującym gościem wszech czasów. Ale sytuacja się komplikuje: najlepszy przyjaciel jej współlokatora, Dylan Westbrook, jednym spojrzeniem przyprawia ją o szybsze bicie serca. Przy czym jest to rodzaj faceta, od jakich Emery zawsze starała się trzymać z daleka: za przystojny, za miły i zdecydowanie zbyt zabawny. Jej serce jest znowu w niebezpieczeństwie

Muszę przyznać, że jak przeczytałam jakoby "First Last Look" miało być jak książki Mony Kasten, to lekko się zirytowałam, bowiem autorka ta pisze tak różne książki, że gorszego porównania nie można było znaleźć. Jedne z nich są cudowne, emocjonujące i warte przeczytania, a inne to strata czasu i pieniędzy. I teraz głów się czytelniku, które wydawca miał na myśli? Czy tę Monę Kasten którą kocham, czy tę która sprawiła że na jakiś czas zrezygnowałam z czytania new adult? A może wzmianka o tej znanej autorce, była jedynie sprytnym wybiegiem wydawnictwa i wcale nie znajdziemy tutaj podobieństw? Osobiście skłaniam się ku temu ostatniemu, jednak celem tej recenzji nie będzie porównanie dwóch autorek. 
Przyzwyczaiłam się do tego, że głównymi bohaterkami książek dla młodych dorosłych, są doświadczone przez los, zamknięte w sobie, nieśmiałe "sierotki".  Postać Emery Lance, była więc dla mnie wielkim zaskoczeniem. Owszem dziewczyna ma za sobą przeszłość, jednak zdecydowanie nie należy ani do szarych myszek, ani bezmyślnych idiotek czy nieśmiałych "kujonek". Emery wie czego chce. Pragnie zacząć od nowa, zapomnieć o przeszłości, poznać nowych ludzi, nowe środowisko i po prostu "żyć". To bohaterka, która nie jest w ciemię bita. Nie da sobą pomiatać, umie zawalczyć o swoje. Często ponoszą ją nerwy, bywa agresywna. Emery to przeciwieństwo wszystkich poznanych przeze mnie bohaterek gatunku new adult. Muszę przyznać, że obserwując naszą protagonistkę, poznając jej życie, odnajdywałam w niej siebie. Oczywiście ja nie skrywam żadnych strasznych sekretów czy bolesnej przeszłości, jednak w latach szkolnych zachowywałam się podobnie. No może byłam bardziej odporna na męskie uroki, ale w końcu po korytarzach mojej uczelni nie chodził przystojny, inteligentny i czarujący Dylan. To właśnie on, jest kolejną postacią, która sprawia, że "First Last look" jest inna od wszystkich. Jak poznałam Masona, nieznośnego, irytującego współlokatora Emery, to tylko czekałam na to co się stanie dalej. Oczekiwałam wielkiego wejścia smoka. Myślałam, że Dylan będzie kolejnym napakowanym, seksownym samcem, który rozbiera kobiety wzrokiem, myśli o seksie dwa razy częściej niż przeciętny mężczyzna (czyli co 3,5 sekundy) i jest typowym bad-boyem (narkoman-gitarzysta, pijak-śpiewak etc.). Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że nasz bohater jest w gruncie rzeczy całkiem spoko. Drogie Panie ( i panowie, jeśli czytacie), okazuje się że nawet w amerykańskich collegach uczą się dobrzy chłopcy. Tak się bowiem składa, że jedyną wadą Dylana było to, że był zbyt pomocny. Jesteście w stanie w to uwierzyć? Czy wyobrażacie sobie przystojnego faceta, który nie zdradza, nie oszukuje, nie ma nałogów? Takiego, który naprawdę stara się nas zrozumieć, naprawdę interesuje go nasze wnętrze, a do tego jest "normalny", ma poczucie humoru i jest inteligentny? Ja bardzo chcę wierzyć w to, że tacy istnieją. Dałam Dylanowi kredyt zaufania i mnie nie zawiódł. Jeśli autorka zna takie postaci z własnego doświadczenia to zaczynam żałować, że nie skusiłam się na studia w Berlinie czy innym Hannowerze. 

Zazwyczaj schemat książek dla młodych dorosłych jest prosty : on i ona, insta-love lub podchody, punkt kulminacyjny ( zdrada, oszustwo) i happy end. Trafiłam na niewiele książek, które byłyby skonstruowane inaczej. Iosivoni również nie wymyśliła oryginalnej fabuły, nie napisała nic co mogłabym uznać za nowatorskie, jednak pomimo tego czuć tutaj powiew świeżości. Bardzo się cieszę, że autorka nie postawiła na miłość od pierwszego wrażenia. Oczywiście, nie musimy czytać tej książki, by wiedzieć że Emery i Dylan równa się wielka nieskończona miłość, jednak przyjemnie jest odkrywać to , jak doszło do tego, że te dwie fascynujące postaci, postanowiły być razem. Ich droga do "związku" to pasmo nieporozumień, obustronnych żartów i podchodów. Cieszę się, że autorka postawiła na humor. Zbyt często, twórcy powieści new adult, starają się być zbyt poważni. Tworzą nierealne światy, w których młodzi ludzi, są jak podstarzali pracownicy administracji publicznej, pozbawieni poczucia humoru, zgorzkniali i przewrażliwieni. Tutaj widać, że Iosivoni wie o czym pisze, wie jak zachowują się młodzi ludzie, jak wygląda społeczność studentów. Mogę się założyć, że ta młoda autorka mieszkała kiedyś ze współlokatorami i część z "żartów sytuacyjnych" opisanych przez nią w książce, wydarzyła się naprawdę. Czyżby ktoś jej wsypał cukier puder do suszarki? :) Nigdy nie byłam w Stanach Zjednoczonych, nie studiowałam tam, jednak patrząc na ich akademiki muszę przyznać, że studenci wszędzie są jednakowi. Podobało mi się to, że Emery i Dylan, zanim powiedzieli sobie "kocham"zdążyli się prawdziwie poznać i polubić. Właśnie tego mi zazwyczaj brakuje w powieściach, tego powolnego tempa, analizy. Dziś wszyscy lubią szybko i intensywnie. A ja wolę jak jest przemyślanie i z rozwagą. W końcu, książki tego typu, czytają w większości nastolatkowie i studenci, ludzie którzy są na początku swojego "dorosłego" życia, wydaje mi się że literatura taka powinna ich uczyć czegoś więcej niż tego, że wszystko jest proste, łatwe, przyjemne a konsekwencje to mit dla dorosłych. 

Wiecie co najbardziej mi się podobało w tej powieści? Atmosfera. Czułam się bowiem jak na prawdziwej stancji, w typowym pokoju studenckim, typowego kampusu. Oprócz Emery i Dylana, poznałam kilkoro cudownych, oryginalnych postaci, które dodały tej powieści kolorytu. Kilkanaście lat temu, w czasach licealnych i studenckich, sama należałam do "paczki". Moja składała się z 8 osób, które były praktycznie nierozłączne. Tworzyliśmy małą rodzinę, zawsze mogliśmy na siebie liczyć, nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Oczywiście życie zweryfikowało te przyjaźnie, czas skruszył, wydawało się niezniszczalne, więzi. Czytając tę powieść zazdrościłam jej bohaterom. Zazdrościłam im młodości, tych "wielkich" przyjaźni do grobowej deski, optymizmu i tego, że całe życie mają jeszcze przed sobą. Zawsze myślałam, że moja rezygnacja z czytania literatury new adult, będzie wiązała się z tym, że trafię na naprawdę beznadziejną, infantylną powieść, która mnie rozczaruje i pozostawi niesmak do całego gatunku. Po lekturze "First last look" myślę, że moje rozstanie będzie miało inną przyczynę. Pewnego dnia uświadomię sobie, że czytanie mnie boli, że za bardzo zazdroszczę bohaterom im młodości. I wszystkich ich znienawidzę. 

Całe szczęście ten moment jeszcze nie nadszedł ;)

Ci, którzy śledzą mojego bloga, wiedzę że rok 2019 to rok wielkich, dobrych i tłustych debiutów. Bianca Iosivoni zdecydowanie podtrzymuje ten trend. Ci, którzy lubią literaturę new adult wiedzą, czego mogą się spodziewać. Biorąc do ręki książkę tego gatunku nie nastawiamy się na rozprawki filozoficzne, liryczne opisy czy inteligentne dysputy. Chcemy rozrywki, emocji, odrobiny namiętności i młodości, w pełnej jej krasie. I właśnie to tutaj dostajemy. Dostaliśmy również bonus w postaci obietnicy kolejnych tomów, które już są w fazie poprodukcyjnej ;) Zdecydowanie polecam. 

Tytuł : "First last look"
Autor : Bianca Iosivoni
Wydawnictwo : Jaguar
Data wydania : 20 marca 2019
Liczba stron : 380
Tytuł oryginału : Der letzte erste Blick



Za możliwość  zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

3 komentarze:

  1. Dużo czytam o tej książce, więc będzie trzeba znaleźć na nią czas :)
    ~Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię to, gdy atmosfera konkretnego miejsca jest dobrze oddana. Będę miała tę książkę na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę książkę mam w planach od pierwszych pozytywnych recenzji.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger