"Gdy opadły emocje" Aneta Krasińska

     Ci, którzy śledzą mój blog wiedzą, czego się najbardziej obawiam, kiedy sięgam po książki polskich autorek. Otóż, moją największą zmorą, jest przewidywalność. Prawie każdy romans  i powieść obyczajowa polskich pisarek, które do tej pory przeczytałam, były oparte na tym samym schemacie. Każda z nich opowiadała historię nudnych, mało wyrazistych bohaterek, dla których największą rozrywką było popijanie malinowej herbatki i jedzenie pączków, koniecznie tych z różą. Wydaje mi się, iż taki obraz młodej Polki, a nawet matki-Polki, jest już nieco przestarzały. W czasach kiedy sprzedaż w Ikei wykładniczo wzrasta, ludzie żyją w zgodzie z Hygge a w kafejkach coraz częściej słyszymy stukot butów od Laboutina, picie naparów, wprost ze starych babcinych kubków, jest już passe. Pora zapomnieć o malowniczych dworkach, malinowych chruśniakach, papuciach i powidłach. Czekam, aż polskie autorki, na chwilkę oderwą się od klawiatury i dostrzegą ewolucję, którą przeszły kobiety w XXI wieku. Niech "Gdy opadły emocje " rozpocznie nowy trend w literaturze kobiecej, tren bez słodkich romansów, monumentalnych zdrad i wielkich dramatów. Aneta Krasińska opisała prawdziwe życie, które często jest po prostu...zwyczajne. I właśnie to jest w nim piękne.

Spotkanie po latach może skutkować sporą dawką emocji i zmianą życiowych planów.
Marcelina jest mężatką wychowującą nastoletnie bliźnięta. Bywa przytłoczona codziennymi obowiązkami. Od czasu do czasu jej przyjaciółka Magda próbuje to zmienić. Tym razem namawia koleżankę do udziału w imprezie zorganizowanej dwadzieścia lat po maturze. Spotkanie otwiera niezabliźnione rany.
Gdy opadły emocje to pierwsza część trylogii. Każdy tom poświęcony jest rozterkom innej osoby w związku z wydarzeniami z czasów liceum, gdy tworzyli zgraną grupę z nadzieją patrzącą w przyszłość.

Muszę przyznać, że pierwszy rozdział książki, wzbudził mój niepokój. Marceliną poznajemy w momencie, kiedy przygotowuje się do wyjścia na planowany po 20 latach zjazd absolwentów liceum, do którego uczęszczała. Na pierwszy rzut oka, główna bohaterka, symbolizuje sobą wszystko to czego nie lubię w fikcyjnych kobiecych sylwetkach. Choć ma niespełna 40 lat, zachowuje się jak ciotka Klotka, chodzi w "zdeformowanych", nudnych ubraniach, nie wie do czego służy maskara a jedyne co przychodzi jej z łatwością, to matkowanie prawie dorosłym dzieciom. Jesteście w stanie uwierzyć, że ktoś kto zdawałam maturę w 2008 roku, nie wie jak wysłać email z telefonu komórkowego? Marcelina jest ode mnie starsza zaledwie o 3 lata, a przepaść która nas dzieli jest większa niż rów Mariański. Ja rozumiem, że są na tym świecie tradycjonaliści, ludzie którzy cenią sobie spokój ogniska domowego, nie pociągają ich nowinki technologiczne a zamiast gazet opiniotwórczych wybierają telewizyjne "Trudne sprawy". Jednak nie mogę uwierzyć w to, że młoda kobieta, wychowana na komputerach i telefonach komórkowych, mało tego pracownica agencji reklamowej, gdzie zatrudniają zazwyczaj ludzi otwartych i postępowych, nie wie jak obsługiwać zwykły smartfon. Zastanawia mnie dlaczego polskie autorki, nagminnie ośmieszają swoje główne bohaterki? Robią z nich słodkie idiotki? Na całe szczęście w powieści Krasińskiej, pojawiła się postać, która uratowała tę książkę. A jest nią : Magda. To właśnie ona przedstawia sobą typową wyemancypowaną i wolną obywatelkę XXI wieku. Oczywiście możecie się ze mną spierać, że nie każda z nas mając 40 lat skacze z kwiatka na kwiatek, korzysta z pomocy rodziców i kupuje pieniądze za kredyt, na który nas nie stać. Oczywiście, zgadzam się z tym, że postać oryginalnej Magdy, jest przerysowana, jednak zdecydowanie bliżej mi do niej niż do nudnej, szarej Marceliny. Ideałem byłoby połączenie tych dwóch sylwetek w jedną. Wtedy dostalibyśmy matkę polkę na miarę naszego stulecia.
W książce oprócz dwóch głównych bohaterek pojawia się mnóstwo innych postaci. Co prawda nadal uważam, że nawet jak na klasę z Żyrardowskiego liceum, było ich stanowczo za mało. Autorka w ciekawy sposób pokazała przekrój polskiego społeczeństwa. Muszę przyznać, że moje spotkanie z ludźmi z klasy wyglądało dość podobnie, ani sami również przybrali podobne jeśli nie takie same role. Niektóre moje koleżanki obwiesiły się złotem i "wypełniły" botoksem, byle tylko zatrzymać upływ lat, inne zabrały ze sobą album, pełen rodzinnych zdjęć. Faceci przystrzygli brody i wciągnęli brzuchy. Ci, którzy mieli ciągoty do alkoholu, teraz mają z nim problem, a inni każdemu wciskają swoje wizytówki, chwaląc się dobrze prosperującą firmą. Ilu ludzi, tyle sposobów na życie. Tak jest było i będzie i autorka nie przedstawia nam tutaj nic odkrywczego. Skupiła się na zobrazowaniu naszej rzeczywistości. Ze względu na to, że epizodycznych postaci jest tutaj sporo, momentami nie wiedziałam kto akurat jest "przy mikrofonie". Paradoksalnie chaos ten, w tym przypadku mi nie dość, że nie przeszkadzał, to jeszcze sprawiał że atmosfera była autentyczna. Spotykając się na takich imprezach, nie możemy skupić się na jednej osobie, jednej historii. Ludzie się przekrzykują, przerywają sobie, zaczynają i nie kończą. A i my sami, nie mamy zbytniej ochoty wszystkiego zapamiętywać. Ważna jest dobra zabawa, alkohol, i to czy nasza sukienka okaże się ładniejsza od tej durnej Jolki, co mi kiedyś poderwała chłopaka. Autorce w stu procentach udało się oddać klimat zjazdu absolwentów .

Przeglądając mojego bloga natknęłam się na recenzję książki "Zrządzenie losu" Allie Larkin. Fabuła tej powieści jest podobna : młoda kobieta, jedzie na zjazd absolwentów, by spotkać dawno nie widzianych kolegów. Oczywiście w powieści amerykańskiej autorki, chodzi o coś zupełnie innego, jednak i tutaj i tam, na pierwszy plan wysuwa się jedno : przyjaźń, jej rola i wpływ na nasze życie. Przyjaciele to osoby, które zostaną z nami do końca życia. Nie chodzi mi jednak o to, że będziemy ich widywać na obiadkach czy cotygodniowych wypadach do pubu. To właśnie oni, ludzie których poznaliśmy w przeszłości, z którymi spędzaliśmy mnóstwo czasu, są odpowiedzialni za to kim się staliśmy, co robimy i jakie jest nasze życie. Psychologowie mówią, że traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa, mają wpływ na naszą psychikę. Idąc tym tropem, można śmiało powiedzieć, że dobre rzeczy i ludzie z naszej przeszłości, również nas kształtują. Ktoś, kto w liceum był lubiany, szanowany, często podziwiany jest z pewnością bardziej pewny siebie niż ten z kogo szydzono. Fabuła niniejszej książki opiera się na pytaniu : "Dlaczego Emil wyjechał do Australii"?. Choć pytanie to jest z pozoru łatwe, to odpowiedź na nie przysparza wszystkim wiele problemów. Bohaterowie muszą cofnąć się do czasów licealnych, jeszcze raz przeżyć tragedię, która rozegrała się w przeszłości, rozgrzebać pogrzebane już dawno emocje. Okazuje się, że nawet po latach, nasza pamięć emocjonalna działa. Pamiętacie swoją pierwszą miłość? Ja jak najbardziej. Do tej pory wspominam ją z rozrzewnieniem i pewną nostalgią. Może jest trochę racji w powiedzeniu, że tak naprawdę to uczucie to nigdy nie rdzewieje? Marcelina, będzie miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze. Jak widzicie pomimo tego, że autorka opowiada o naszym zwyczajnym, momentami nudnym, życiu to jednak będzie się działo. Jest i przyjaźń i miłość, tragedia i zagadka z przeszłości, leje się alkohol a nawet dochodzi do rękoczynów.

Już na pierwszy rzut oka widać, że "Gdy opadły emocje" nie jest debiutem literackim. Aneta Krasińska to doświadczona autorka, która wie co chce napisać, wie jak i wie dla kogo. Momentami miałam wrażenie, że chce przekroczyć pewną granicę, wyrwać się z kanonu typowej, przesłodzonej powieści obyczajowej dla kobiet, napisać coś z "jajem", jednak się boi. Boi się tego, że dynamiczny styl i zbyt wyzwolona, mało romantyczna fabuła, mogą się nie spodobać przyzwyczajonym do rutyny czytelniczkom. Ciszę się jednak, że książka którą przeczytałam, nie okazała się kolejną słodko-gorzką lekturą na jedno popołudnie. Podobało mi się to iż nie było tutaj natarczywych dramatów, złamanych serc i wszelkiego zła tego świata, którego codziennie doświadczają polskie gospodynie domowe. "Gdy opadły emocje" to książka, nad którą warto się zastanowić. Przemyśleć decyzje, które podjęliśmy w życiu, przypomnieć sobie szanse, które zmarnowaliśmy i pomarzyć o tym "co by było gdyby".

Książka Krasińskiej to mądra, wartościowa lektura, która opowiada o przyjaźni i rodzinie jako największej wartości, jednak nie robi tego w przesłodzony i staromodny sposób. To książka, której bohaterka nadal nosi babcine kapcie, jednak jest ktoś, kto przychodzi jej z pomocą i przynosi szpilki. To połączenie tradycji z nowoczesnością, uczuć z rozsądkiem, rozrywki z morałem. Z pewnością przeczytam kolejne tomy i jestem dumna z tego, że kiedy po raz pierwszy zostałam ambasadorką danego tytułu, to od razu trafiłam na tak dobrą powieść. Polecam. 

Tytuł : "Gdy opadły emocje"
Autor : Aneta Krasińska
Wydawnictwo : Szara Godzina
Data wydania : 24 marca 2019 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
http://www.szaragodzina.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

6 komentarzy:

  1. O tej książce słyszałam już naprawdę dużo pozytywnych recenzji. Skoro potrafiła do siebie przekonać sceptyczną osobę do polskich autorów to rzeczywiście dobrze świadczy o autorce jak i potwierdza dobry poziom książki. Dlatego nie zdziwi nikogo, że mam ją w planach.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam twórczości autorki, ale po tej recenzji chętnie poznam jej twórczość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już nie mogę się doczekać kolejnego tomu. To bardzo wartościowa książka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam ogromną ochotę sięgnąć po ten tytuł!

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie nie lubię polskich obyczajówek przez tę przewidywalność i powielanie schematów, to dobrze, że ta książka jest inna. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem trudno przełamać schematy ale osobiście uważam że warto i cieszę się, że moi Czytelnicy to doceniają. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger