"Kryminalne przypadki Matyldy" Bożena Mazalik
9
Bożena Mazalik
,
dworek
,
komedia kryminalna
,
kryminał
,
miłość
,
portal sztukater.pl
,
romans
,
sensacja
,
sztukater
,
thriller
,
zabójstwo
,
Zysk i S-ka
Jako wielbicielka kryminałów postanowiłam sprawdzić, czy komediowa odsłona tego gatunku również przypadnie mi do gustu. Oczywiście, jako nastolatka, zaczytywałam się w prozie rewelacyjnej Joanny Chmielewskiej, jednak czasy PRL-u dawno się skończyły i wszystko, nie wyłączając literatury, przeszło głęboką metamorfozę. Jakie są dzisiejsze komediowe kryminały? Czy nadal trzymają poziom? Czy znaleźli się godni następcy znanej, polskiej autorki? Znajomi polecali mi dzieła Rudnickiej czy Rogozińskiego, jednak nigdy nie miałam czasu, ani okazji, by się z nimi zapoznać. W przypadku " Kryminalnych przypadków Matyldy" to sama książka mnie wybrała, a dokładniej skusiła okładką. Bo czyż można się oprzeć atrakcyjnej, rudowłosej dziewczynie, która spogląda na nas z okładki? Mój mąż odpowiedział, że tak, w końcu rude to wredne. Ja jednak postanowiłam dać jej szansę, tym samym testując stosunkowo nowy dla mnie gatunek. Muszę wam przyznać iż było ciężko. Jednak to nie wina samej książki, tylko moich własnych oczekiwań i przyzwyczajeń.
Kiedy Matylda zostaje porzucona przed ołtarzem, wszystkim, czego
potrzebuje, jest odrobina samotności. Spotkanie z Władkiem, kolegą
szkolnym, kończy się propozycją wprowadzenia się na jego zamek i Matylda
decyduje się z niej skorzystać. Niestety, spokój nie jest jej pisany.
Sarni Dwór to zamek jak z koszmaru – wciąż słychać tajemnicze stukanie, kamienne schody skrzypią, drzwi się otwierają… Na domiar złego Matylda odkrywa trupa parobka, zwierzęta z dworskiego gospodarstwa zachowują się niepokojąco, a jej przyjaciółka ląduje w szpitalu. Komisarz policji okazuje się interesującym, aczkolwiek aroganckim mężczyzną, na którego urok Matylda nie potrafi być obojętna. Wydarzenia nabierają tempa, a nieboszczyków przybywa…
Sarni Dwór to zamek jak z koszmaru – wciąż słychać tajemnicze stukanie, kamienne schody skrzypią, drzwi się otwierają… Na domiar złego Matylda odkrywa trupa parobka, zwierzęta z dworskiego gospodarstwa zachowują się niepokojąco, a jej przyjaciółka ląduje w szpitalu. Komisarz policji okazuje się interesującym, aczkolwiek aroganckim mężczyzną, na którego urok Matylda nie potrafi być obojętna. Wydarzenia nabierają tempa, a nieboszczyków przybywa…
Jeden z moich znajomych kiedyś stwierdził, że powinnam wyhodować brodę ( i nie tylko), założyć spodnie i zacząć mówić basem, gdyż tyle we mnie z kobiety, co olbrzyma w krasnoludku. Choć osobiście się z nim nie zgadzam, tak wiem co miał na myśli, wszak nie każda przedstawicielka płci pięknej klnie jak szewc, ogląda żenujące horrory klasy C i czyta krwawe, brutalne kryminały. Tak proszę państwa, zarówno po filmach jak i książkach, oczekuję tego że będą "szybkie" i intensywne. Lubię jak coś się dzieje, lubię atmosferę strachu i zagrożenia. Im mocniejszy kryminał czy thriller, tym bardziej do mnie przemawia. Znając siebie na wylot nie powinnam w ogóle sięgać po tę książkę. Co prawda miałam przeczucie, że się rozczaruję, jednak nie było ono na tyle silne by mnie powstrzymać. Choć akcja powieści jest dynamiczna i już na samym początku książki odnajdujemy zwłoki, tak autorka nie zadała sobie trudu by zawalczyć o odpowiednią atmosferę i klimat. Zastanawiam się nawet czy w gatunku komediowym byłoby to w ogóle możliwe. Zwłoki, morderstwo, śmierć, nie są rzeczami które należą do najbardziej zabawnych na świecie. Rozumiem książki humorystyczne, których fabuła oparta jest na zabawnych perypetiach małżeńskich czy wydarzeniach dziejących się w grupie przyjaciół z pracy, jednak naśmiewać się czy chichotać z czyjegoś nieszczęścia jest już inną sprawą. Niezbyt pasowało mi to, że nasza główna bohaterka, która bądź co bądź, znalazła trupa pod swoich dachem, podchodziła to tego tak lekko, jak by nic się nie wydarzyło. Jak by to nie był człowiek a dodatek do domu, w którym zamieszkała. Teraz już wiem, iż zwrot kryminał komediowy, dla mnie jest oksymoronem.
Wiecie z czego się zawsze naśmiewałam? Z polskich autorek, produkujących książki na kolanie. Wystarczy przejść się do najbliższej księgarni i popatrzyć co ma nam do zaoferowania rodzimy rynek wydawniczy. Wszędzie tylko miłość i zdrada, zaścianek i polana, malinowy chruśniak, magiczny dworek, słodycz i sex. Zmieniają się tylko kombinacje i nasycenie. Myślałam, że chociaż w przypadku kryminału, nawet tego komediowego, obejdzie się bez tego rodzaju schematów i stereotypów. Okazało się jednak, że byłam w błędzie. Dworek jak najbardziej jest i nazywa się "Sarni dwór", czyli (jak na kobiecą literaturę przystało) idealnie. Jest również miłość i słodycz. Co prawda malinowy chruśniak nie był wspomniany, jednak można przypuszczać, że czaił się gdzieś w ukryciu. Na dobrą sprawę gdyby nie zabójstwa i inne niesprzyjające wydarzenia, to mielibyśmy do czynienia z kolejną książką obyczajową. A nie tego się spodziewałam.
Często zdarza się tak, że kiedy w danej powieści, nie mogę znaleźć bohatera, który przypadł by mi do gustu, to wybieram postać, która najmniej mnie denerwuje, i to jej kibicuję. Tym razem trudne było nawet to. Z początku tą, która zdobyła moją sympatię była Matylda. W końcu jako kobieta muszę sympatyzować z tymi, które zostały zranione przez facetów. O, taka solidarność jajników. Niestety już po kilkudziesięciu stronach nasza bohaterka stała się niezwykle antypatyczna i denerwująca. To co na początku mnie śmieszyło stało się żenujące , a powtarzające się żarty o zwierzętach były niczym z programu Drozdy. Myślałam, że pomysł na stworzenie głównej bohaterki,która będzie obdarzona talentem artystycznym, okaże się strzałem w dziesiątkę. W końcu ludzie sztuki są kolorowymi ptakami, mają interesujące życie, są wrażliwi i inteligentni. Tutaj to nie zagrało. Matylda była płytka, naiwna i irytująca. To jak się zachowywała, było zbyt przerysowane, zbyt ponaciągane, nawet jak na komedię. Wyobraźcie sobie, że za drzwiami waszego domu odnajdujecie trupa. Kilka dni później wasza najbliższa przyjaciółka, którą traktujecie jak siostrę, trafia do szpitala. Czy w takiej sytuacji jesteście w stanie żartować i zastanawiać się nad tym, jak piękne rysy twarzy i cudną sylwetkę ma przesłuchujący was policjant? Ja nie. Zresztą sam komisarz, choć przystojny i wysportowany, był kolejną postacią która doprowadzała mnie do białej gorączki. Był chamski i arogancki, a to dwie cechy które mnie najbardziej rażą w mężczyznach. Tak że, jeśli myślicie iż trafiliście na książkę, której humor przypomina ten z Bridget Jones czy prozy Małgorzaty Sochy, inteligentny i uniwersalny, tak srodze się zawiedziecie. Mało które żarty mnie bawiły, zabawne sytuacje były przerysowane, a całość po jakimś czasie stała się po prostu nudna. Książka ta znajduje się gdzieś pomiędzy inteligentnymi żartami Chmielewskiej a tandetą American Pie.
No dobrze, a co z fabułą? Była ona przeciętna, zbyt często zwalniała i powiem to wprost, wiała nudą. Często zdarza się tak, że jak autorzy nie mają nic ciekawego do powiedzenia, a zostało jeszcze kilkaset znaków do napisania, żeby się wywiązać z umowy z wydawcą, to ratują się przydługimi opisami czy opisują wewnętrzne rozterki bohaterów. Muszę wam powiedzieć, że nigdy nie myślałam, że za tym zatęsknię. Jednak Pani Mazalik miała inny pomysł i postawiła na dialogi. Niestety, w wykonaniu jej nieciekawych bohaterów, były one karykaturą a nie prawdziwą rozmową. Były sztywne, drewniane, niepotrzebne i przegadane. Większość nie wnosiła nic ciekawego do książki i nie popychała fabuły do przodu. Niektóre erotyki mają więcej ciekawych dialogów niż to oto dzieło. Od mniej więcej połowy książki chciałam odłożyć ją na półkę. Nie polubiłam bohaterów, nie polubiłam Sarniego Dworu ani całego jego otoczenia. Jedynie fakt obiecanej recenzji pchał mnie do przodu. A samo zakończenie? Może nie było przewidywalne jednak nie miało w sobie elementu zaskoczenia. To tak, jak by obudzić się na końcówkę nudnego filmu, zobaczyć ostatnie sceny, odhaczyć że się oglądało i pójść dalej spać.
Było to moje pierwsze i zapewne ostatnie spotkanie z Panią Mazalik, no chyba że odkryję w sobie zamiłowanie do polowań, bo okazuje się iż autorka wydała książkę dla wielbicieli łowiectwa. I szykuje kolejną. "Kryminalne przypadki Matyldy" to niestety nie moja bajka. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego, myślałam że w przypadku komedii kryminalnej, da się obejść bez miłości, romansów i czułych słówek. Niestety nie każdy może pisać tak jak Pani Chmielewska, u której to zawsze trup i zbrodnia były na pierwszym planie. Książkę tę zostawiam raczej wielbicielkom kobiecych powieści obyczajowych z dreszczykiem, a nie fanom kryminałów. Idę poszukać czegoś mocniejszego, gdyż poziom adrenaliny we krwi drastycznie mi spadł.
Tytuł : "Kryminalne przypadki Matyldy"
Autor : Bożena Mazalik
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 28 lutego 2019
Liczba stron : 436
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi :
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
troszkę szkoda, liczyłam, że może będzie to dobra książka. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, sama zastanawiałam się nad przeczytaniem tej powieści i zrezygnowałam. Czytając Twoją recenzję tylko się upewniłam, że dobrze zrobiłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sam pomysł stworzenia komediowego kryminału niezbyt przypadł mi do gustu - i o ile humor byłby na dobrym poziomie, to wtedy mogłabym być tym nawet zafascynowana, o tyle humor nieumiejętny totalnie mnie odstrasza. po twojej recenzji cieszę się, że nie zdecydowałam się po nią sięgać, bo chyba nie straciłam za wiele..
OdpowiedzUsuńhttps://seventhcrowblog.blogspot.com/
Zupełnie jakbym czytała swoje przemyślenia. Książka zapowiadała się obiecująco, ale po kolejnynm trupie, zerowej reakcji bohaterki i jedynie zachwycie na temat pana policjanta zwątpiłam. Potem było już tylko coraz gorzej. Najbardiej nie spodobało mi się zakończenie. Było moim zdaniem naciągane i pisane na prędko, bo termin goni. Prawie nic się tam kupy nie trzymało :). Do tego autorka ma jeszcze długą drogę przed sobą, żeby nauczyć się swojego stylu i popracować nad nim. Za długie opisy, sztywne dialogi i wymuszony humor nie pomoły tej powieści.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytałam dość pozytywne opinie o innej komedii kryminalnej i myślę, że prędzej sięgnę po tamtą pozycję niż tą.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie mam w planach :)
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Czytałam ostatnio inną recenzję tej książki i też blogerka nie była zachwycona. No cóż, Chmielewskiej ciężko dorównać. Jeśli chodzi o podobne klimaty, podobają mi się niektóre książki Olgi Rudnickiej. Ostatnio przeczytałam też "Tajemniczą śmierć Marianny Biel" i ta powieść też zyskała moje uznanie. Może warto spróbować? Ale najpierw faktycznie sięgnąć po coś mocniejszego, tak dla równowagi;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale może to i lepiej. Nie lubię komedii kryminalnej więc i tak bym po nią nie sięgnęła.
OdpowiedzUsuńOdpadłam gdzieś w 1/3 i przeszukuję net żeby wiedzieć, czy warto czytać dalej. Z tego co widzę - nie warto, a bohaterka jak ma później być jeszcze bardziej irytująca i pusta niż teraz, to ja dziękuję.
OdpowiedzUsuń