"Wymazać siebie" Garrard Conley

Homoseksualizm zawsze budził wiele kontrowersji i dopiero niedawno przestał być traktowany jak choroba. W średniowieczu, ówcześni lekarze, wymyślili przyrząd zwany gruszką, który umieszczało się w jednym z otworów w ludzkim ciele (zapewne domyślacie się w którym) i pompowano aż do uzyskania odpowiednich rozmiarów. Oczywiście metoda ta nie przyniosła niczego poza bólem. Kiedy zorientowano się, że "tortury" nie pomagają, postanowiono osoby homoseksualne izolować od reszty społeczeństwa, zamykać w specjalnych zakładach i więzieniach. Niestety na ich miejsce pojawiali się następni. W latach 30-tych zaczęły rozwijać się tzw. metody awersyjne leczenia wszystkich zaburzeń – także orientacji seksualnej. Był to czas prądu i psychoanalizy. "Chorego" podłączono do specjalnej maszyny i pokazywano mu zdjęcia osobników tej samej płci, jednocześnie racząc prądem. I na odwrót : pokazując fotografię przedstawiciela bądź przedstawicielki płci przeciwnej, nakazywano im masturbację, która miała utrwalić pozytywne skojarzenia. Jak łatwo się domyślić, również i ta metoda zawiodła. Choć w dzisiejszych czasach homoseksualizm nie jest traktowany jak jednostka chorobowa, tak nadal działają stowarzyszenia i organizacje, których głównym celem jest jego leczenie. Dziś stosuje się głównie psychodynamikę, czyli próbę dotarcia do urazów z przeszłości, które zadecydowały o naszej orientacji seksualnej. Prym wśród terapeutów wiedzie amerykański psychiatra Richard Cohen, który sam siebie określa mianem "wyleczonego geja". To właśnie on twierdzi, że u podstaw homoseksualizmu leży molestowanie w dzieciństwie lub trudne relacje z rodzicem tej samej płci. Jako remedium na agresję poleca przytulanie i walenie rakietą w poduszką. Sami państwo widzicie jak daleką drogę przeszliśmy od średniowiecznych tortur do absurdalnych "nowoczesnych" terapii. A jak by to wszystko połączyć w jedną całość? Okazało się, że ktoś już tego dokonał. W 1973 roku, Frank Worthen, John Evans, and Kent Philpott utworzyli stowarzyszenie nazwane Love in Action, którego głównym celem było wyleczenie młodych ludzi z homoseksualizmu. To właśnie na jeden z zorganizowanych przez tę organizację obozów, wyjechał autor niniejszej książki - Garrard Conley. Czy podczas swojego pobytu udało mu się wymazać siebie?

"Wymazać siebie" to historia młodego chłopaka, syna fundamentalistycznego pastora w małym miasteczku w Arkansas, który dokonuje coming outu przed rodzicami. Ci, przekonani, że homoseksualizm to ciężki grzech i nałóg, stawiają mu ultimatum – albo podda się terapii konwersyjnej i wyjdzie z nałogu, albo straci rodzinę, przyjaciół i zostanie wykluczony ze wspólnoty kościelnej.Wówczas Garrard trafia do chrześcijańskiej organizacji o nazwie Love in Action. Tam pod okiem terapeutów poprzez dogłębne studiowanie Biblii i niemal wojskowy rygor ma zostać nawrócony na heteroseksualizm, oczyszczony z grzesznych impulsów i umocniony w wierze.(notka wydawcy)

Choć moi rodzice określają siebie jako osoby tolerancyjne i nowoczesne, tak muszę przyznać, iż nie jestem w stanie przewidzieć ich reakcji, gdybym pewnego dnia do nich przyszła i zakomunikowała, że jestem lesbijką. Czy wyrzuciliby mnie z domu i nie chcieli mieć ze mną do czynienia? Czy może też szukaliby pomocy u "specjalistów od nawracania na dobrą drogę"? A może po prostu wzięliby mnie w ramiona i przeszli nad tym do porządku dziennego? Jedno jest pewne : w kraju w którym żyjemy, homoseksualna orientacja seksualna, jeszcze długo będzie czymś o czym głośno się nie mówi a za plecami wyśmiewa. Nasze społeczeństwo jest zbyt ksenofobiczne, tradycjonalistyczne i na pozór religijne by w pełni zaakceptować wszelkie odmienności. Sama pochodzę z rodziny, którą mogę nazwać katolicką, religijną. Co niedzielę chodziliśmy do Kościoła, przyjmowaliśmy księdza po kolędzie i wszystkie sakramenty. Co prawda, oprócz babci, nikt nie odwiedzał świątyni codziennie czy zasłuchiwał się w Radiu Maryja, jednak religia, była istotnym elementem naszego życia. Jestem w stanie wyobrazić sobie dom, rodzinę i najbliższe otoczenie, Garrarda Conleya, gdyż na dobrą sprawę niewiele różni się od tego mojego. Południe Stanów Zjednoczonych to kolebka konserwatystów, bigotów i tradycjonalistów. Ojciec naszego bohatera był pastorem baptystów, jego matka osobą niezwykle religijną i bogobojną. Rozmowy o Bogu były na porządku dziennym. Garrard, nie mogąc wytrzymać rosnącej z nim wewnętrznej presji, w wieku 19 lat, postanowił powiedzieć o swojej orientacji seksualnej rodzicom. Sam przyznaje, że nie wie na co liczył. Jakże wielkie było jego zaskoczenie, kiedy ukochana rodzicielka, zamiast krzyczeć czy rwać włosy z głowy, płakać i wyzywać, przytuliła go do siebie, i powiedziała, że są ludzie, którzy mu pomogą, homoseksualizm wszakże da się wyleczyć. To właśnie za sprawą rodziców, Conley trafił do obozu prowadzonego przez Love in Action. Niektórzy mogą znać tę organizację z filmu Morgana Jona Foxa "Love in action" opowiadającego o losach innego homoseksualisty : Zacka Starka. Jednak w przeciwieństwie do Zacka, Conley nigdy nie zasilił szeregów "LIA" i nie został poddany typowej "terapii". Trafił do grupy jako pacjent z zewnątrz, a co za tym idzie, jego zeznania opierają się jedynie na tym co widział podczas ogólnodostępnych zajęć. Głównie były to warsztaty artystyczne i spotkania grupowe. Po skończonych zajęciach Conley wracał do hotelu, gdzie czekała na niego matka. Po 8 dniach terapii, zrezygnował i wrócił do domu. Czytając zastanawiałam się, czy tak krótki pobyt jest wystarczającym świadectwem na to, co działo się w środku i czy na tych wyrywkowych wspomnieniach można zbudować spójne i ważne dzieło literackie. Owszem autor dzieli się z nami metodami, jakie stosowano w ramach terapii, jednak jeśli sięgnęliście po ten memuar po to by dowiedzieć się o okrucieństwach odbywających się podczas programu "Love in action" to radzę sięgnąć po inne, dostępne materiały, chociażby wspomniany przeze mnie wcześniej film.

Autor w swojej książce, skupia się nie tylko, na terapii konwersyjnej. Opowiada również o tym co działo się wcześniej, jak odkrywał swoją seksualność i jaki wpływ na jego życie miał  fakt, bycia homoseksualistą. Tym co mnie najbardziej wzruszyło była wiara Conleya. W dzisiejszych czasach ciężko jest znaleźć ludzi, którzy wierzą naprawdę. Dlatego byłam zdruzgotana kiedy czytałam o tym, co jego bliscy i przyjaciele, próbowali zrobić, o tym jak sprawili, że zaczął odwracać się od Boga. Codziennie wmawiali mu, że Bog go nie kocha, że widzi w nim szatana i antychrysta. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak autor musiał cierpieć, kiedy dowiedział się, że ktoś w kim pokładał nadzieję, wstydzi się go i brzydzi. 
Choć jest to książka autobiograficzna, Conley nie zapomniał o swoich najbliższych. Rzadko się zdarza by uczucia tych "złych" były analizowane i zgłębiane. Po co? Przecież żyjemy w XXI wieku, nic już nas nie powinno szokować, a zachowania skrajnie konserwatywne powinny być piętnowane. Żyjemy w ultranowoczesności. Muszę przyznać, że pokochałam rodziców Garrarda i potrafiłam ich zrozumieć. Żyli życiem jakie znali, wierzyli w prawdy, które ich rodzina wyznawała od wieków. Oni nie chcieli robić swojemu dziecku krzywdy, naprawdę wierzyli w skuteczność terapii. Uważali, że jeśli chłopakowi uda się pomyślnie przejść konwersję, będzie mu łatwiej w życiu. Właśnie na takich ludzi, młodych borykających się z własną seksualnością i ich bogobojnych rodziców, czyhają liczne organizacje, które nie robią nic innego tylko bogacą się na naiwności innych. 

Garrard Conley umie pisać, jednak jego styl może być ciężki i trudny, dla niektórych czytelników. Jak często się zdarza w przypadku powieści autobiograficznych zachwiana jest tutaj chronologia zdarzeń, skaczemy z przeszłości w teraźniejszość. Również sam język nie każdemu przypadnie do gustu. Zdania się rozbudowane, liryczne, wielokrotnie złożone. Dostaliśmy bardzo dobry, intrygujący wstęp i zakończenie, jednak to co było pomiędzy, momentami się dłużyło. Zabrakło tutaj dynamiczności, autor skupiał się na swoich wspomnieniach. Momentami wydawało mi się, że nawet źdźbło trawy czy zachód słońca, przywołują wydarzenia z przeszłości. Opisy niektórych zdarzeń jak oglądanie filmów czy odwiedzenie wraz z ojcem więzienia, by nieść Pismo Święte, odsiadującym wyrok, były co prawda wzruszające i emocjonalne, jednak wydawały mi się oderwane od fabuły. O wiele bardziej lubiłam te fragmenty opowiadające o uczuciach naszego bohatera, kiedy opowiadał nam jak się czuł będąc homoseksualistą w religijnej, tradycyjnej rodzinie, gdzie ceniono sobie "normalność". 

Już sam tytuł książki "Wymazać siebie" sprawia, że do moich oczu napływają łzy. Czytając miałam wrażenie, że przeżywam to na własnej skórze. Conley napisał prawdziwą, wzruszającą książkę o samoakceptacji i miłości do życia. To nie jest kolejne dzieło piętnujące Kościół i jego działania, powieść szerząca nienawiść. To ważna książka dla wszystkich, bystra, szczera i naprawdę "potężna" . Temat konwersji homoseksualnej jest interesujący (czytaj szokujący i przerażający), zarówno na poziomie historycznym i socjologicznym, jak i tym bardziej nam znanym, ludzkim. Zdecydowanie polecam.

Tytuł : "Wymazać siebie"
Autor : Garrard Conley
Wydawnictwo : Poradnia K
Data wydania : 13 lutego 2019
Liczba stron : 352
Tytuł oryginału : Boy Erased


Tę oraz wiele innych książek znajdziecie na półce z Bestsellerami księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/

5 komentarzy:

  1. Trudny temat i dla wielu osób kontrowersyjny. Dobrze, że powstają takie książki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako psycholog chętnie przeczytam. 😊
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudny temat. Lubię wzruszające i prawdziwe lektury, więc będę miała tę pozycję na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trudny temat. Książka zapowiada się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger