"Niewinna żona" Amy Lloyd
5
Amy Lloyd
,
Czarna Owca
,
kara śmierci
,
kryminał
,
małżeństwo
,
morderstwo
,
niewinność
,
podejrzenia
,
sensacja
,
thriller
,
thriller psychologiczny
,
więzienie
Czy słyszeliście kiedyś o syndromie sztokholmskim? Jest to stan psychiczny, który pojawia się głównie u ofiar porwań lub u zakładników i wyraża się odczuwaniem sympatii i solidarności z osobami, która je uprowadziły. Choć w "Niewinnej żonie" nikt nikogo nie porywa, a główny sprawca wszystkie zła, wydaje się być przypadkową ofiarą systemu sprawiedliwości, tak nie mogłam się oprzeć wrażenie , że ten szczególny "stan umysłu" łączący ofiarę ze sprawcę, jest głównym tematem tej powieści. Jeszcze nigdy nie czytałam książki, której główna bohaterka zakochuje się w mężczyźnie osadzonym w więzieniu, który skazany został za wielokrotne morderstwo. Czy wy też czujecie, jakie to jest dziwne i poniekąd przerażające? Koniecznie musiałam się dowiedzieć, czy uczucie, które ich połączyło zwyciężyło? Czy da się żyć z osobą, do której już na zawsze przyczepiono etykietkę? Czy ktoś, kto całe życie spędził w więzieniu, będzie potrafił się odnaleźć w zmienionej rzeczywistości? Jak widać książka ta stawia przed nami wiele ważnych pytań. Jeśli chcecie poznać na nie odpowiedź to nie wahajcie się i biegnijcie do księgarni.
Kochasz go. Ufasz mu. Dlaczego więc się boisz? Dwadzieścia lat temu Dennis Danson został aresztowany i trafił do więzienia za brutalne morderstwo. Jego historia stała się tematem filmu dokumentalnego, który rozpętał burzę w sieci. Internauci dążą do prawdy i uwolnienia niesłusznie skazanego człowieka. Mieszkająca w Anglii Samantha ma obsesję na punkcie sprawy Dennisa. Zaczyna korespondować z nim, dając się zwieść jego urokowi i pozornej życzliwości. Wkrótce potem postanawia porzucić dotychczasowe życie, by wyjść za niego za mąż i walczyć o to, by wyszedł na wolność. Kiedy działania przynoszą zamierzony skutek, Samantha zaczyna odkrywać nowe szczegóły z jego życia, które stawiają niewinność jej męża pod znakiem zapytania. Jednak jak skonfrontować swoje podejrzenia, jak porozmawiać o tym z mężem, skoro nie chce się poznać prawdy?
Czy zdarzyło wam się kiedyś być w związku na odległość? Albo zakochać się w kimś przez internet? Muszę przyznać, że ja swojego męża poznałam właśnie w grze internetowej, i po raz pierwszy spotkaliśmy się ze sobą, kiedy byliśmy już całkowicie zadurzeni. Oczywiście rzeczywistość mogła wszystko negatywnie zweryfikować, jednak szczęśliwie nam przydarzył się różowy scenariusz i jesteśmy ze sobą do dziś. Bohaterka naszej powieści znajduje się w podobnej sytuacji. Ona również poznaje miłość swojego życia "na papierze", jednak w przeciwieństwie do mojego męża, nie jest on wolnym człowiekiem lecz skazanym na elektryczne krzesło więźniem, zabójcą kilku kobiet, których ciał do tej pory nie odnaleziono. Kiedy dowiedziałam się, kim tak naprawdę jest Dennis, poczułam na rękach gęsią skórkę. Owszem czytałam o tym, że siedemnastolatek został skazany pomimo braku wystarczających dowodów winy i sprzecznych zeznań świadków, jednak gdzieś w podświadomości czułam, że nawet jeśli jest niewinny, to fakt, że dwadzieścia lat swojego dorosłego życia spędził w więzieniu, musiało negatywnie wpłynąć na jego psychikę. Poza tym, moja babcia często powtarzała, że w każdym kłamstwie jest ziarenko prawdy. Z jednej strony potrafiłam zrozumieć zakochaną Samanthę, w końcu sama wierzę w wirtualną miłość na odległość, z drugiej to jak się zachowywała wprawiało mnie w spore zażenowanie. Czy normalna osoba, rzuca pracę i wyjeżdża na drugi koniec świata, tylko po to by zaangażować się w uwolnienie z więzienia "niewinnego" mordercy? Czy normalna osoba, bierze w zakładzie karnym ślub, wiedząc że nigdy nie dotknie pana młodego? A nawet nie będzie mogła go powąchać? W tekście znajduje się jeden dialog pomiędzy Samathą a Carrie, producentką filmu o Dennisie, w którym ta pierwsza mówi, że zawsze zachowuje się poważnie i zdroworozsądkowo? Czytając ten fragment po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moim zdaniem nic, absolutnie nic w zachowaniu Samanthy, nie było zdroworozsądkowe. Była ona typową zdesperowaną, zakompleksioną dziewczyną, która zrobiłaby wszystko byle tylko znaleźć sobie chłopaka, męża, kogoś kto nawet jeśli jej nie pokocha, to zdecyduje się z nią być. Już na wstępie dowiadujemy się, że Samantha ukrywa przed światem wydarzenie z przeszłości, które jest doskonałym przykładem na to, z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Ja od samego początku wiedziałam, że z tą dziewczyną jest coś nie tak, zastanawiałam się tylko jak bardzo ma niepoukładane w głowie, do czego może się posunąć w imię miłości. Choć to Dennis miał być tutaj czarnym charakterem, to w moim odczuciu, rola ta przypadła jego młodej żonie. Wraz z rozwojem fabuły, rozwijała się również jej obsesja. Muszę przyznać, iż czekałam na to, aż zdesperowana bohaterka niczym Alina sięgnie po noż i zabije Balladynę. W końcu czego się nie robi z miłości?
Na samym początku myślałam iż "Niewinna żona" to książka o pomyłkach sądowych i niesprawiedliwie wymierzonej karze śmierci. Spodziewałam się połączenia prozy Johna Grishama ze scenariuszem filmu "Życie za życie", w którym Kevin Spacey czeka na krzesło elektryczne (jeśli nie oglądaliście tej produkcji, to koniecznie musicie nadrobić zaległości). Okazało się jednak, że naszych bohaterów poznaliśmy akurat w momencie, kiedy sprawy ruszyły do przodu. Znalezione zostały bowiem nowe dowody i nowi świadkowie, oraz sprawca który oczyścił Dennisa z zarzutów, dzięki czemu mężczyzna, mógł wyjść na wolność. Amy Lloyd dała nam możliwość obserwowania człowieka, który po dwudziestu latach zamknięcia w klatce, powrócił na łono społeczeństwa. Zapewne każdy z was zna przypadek Tomasza Komendy, który został niesłusznie skazany za zgwałcenie i późniejsze zamordowanie 15-letniej Małgosi z Jelcza-Laskowic. Mężczyzna spędził w więzieniu 18 lat swojego życia. Dziś prokuratura sprawdza, czy była to zwykła pomyłka czy zbrodnia sądowa. Podobnie było z bohaterem naszej książki. Czytając o wszystkich spreparowanych dowodach winy, niewiarygodnych świadkach oraz ignorowanych przesłankach świadczących o niewinności aresztowanego, zastanawiałam się jakim cudem Dennis trafił na "zieloną milę". W takich przypadkach widać jak wielką władzę mają ławnicy, a przecież są tylko ludźmi.
Kiedy główny bohater książki wyszedł na wolność, zobaczył świat zupełnie inny od tego jaki zostawił za murami więzienia. Popatrzcie na to tak. Jeszcze 20 lat temu, telefony komórkowe należały do rzadkości, Internet dochodził tylko do wybranych a serwisy społecznościowe dopiero zaczęły się pojawiać. Lata dwutysięczne z "dziś" dzieli przepaść, zarówno psychologiczna jak i technologiczna. Przez ten czas wykształcił się całkiem nowy "rodzaj" człowieka jako istoty wirtualnej. Teraz wyobraźcie sobie osobę, która przez te dwadzieścia lat, kiedy my się uczyliśmy robienia selfie i tweetowania, czytała książki i ćwiczyła na siłowni, dla której "nowoczesny" świat był niedostępny. Kiedy otworzyły się bramy więzienia, wszystko było dla niej nowe. Dennis musiał się uczyć obsługi dotykowych ekranów, włączania iPhona i korzystania z bankowości internetowej. Zmienił się również język, w którym pojawiło się mnóstwo neologizmów chociażby taki hashtag. Muszę przyznać, że byłam zszokowana tym jak długą drogę pokonaliśmy od czasów trzepaka i przyblokowej piaskownicy. Cieszę się, że autorka zwróciła mi na to uwagę, gdyż na co dzień nie myślę o tym, jakie przemiany się w nas dokonują, jak powoli przenosimy swoje życie w "wirtual". Dziś nie liczy się to co o nas powiedzą, tylko co o nas napiszą . Rządzi facebook, instagram i Tweeter, bez nich jesteś nikim. Dziś byle jaki bloger może stać się influencerem.
Muszę przyznać, iż zupełnie inaczej wyobrażałam sobie zakończenie tej książki. Stawiałam na to, że to postać Samanthy odegra tutaj większą i bardziej znaczącą rolę. Okazało się jednak, że koniec był do przewidzenia i autorka niczym nas nie zaskoczyła. Oczywiście nie znaczy to, że finish był zły, był po prostu taki jakich oczekuje czytelnik thrillerów. Mi osobiście zabrakło tutaj oryginalności. Momentami, gdzieś tak od trzech czwartych książki, miałam wrażenie iż autorka gdzieś się strasznie śpieszy. Pewne tropy zostały urwane, wątki niedokończone i do samego końca nie udało mi się poznać motywów, które kierowały mordercą. Tak naprawdę nadal nie wiem co takiego się wydarzyło w tym małym miasteczku, ba, nawet nie wiem czy morderca był jeden czy też cała szajka. Jeśli potraktujecie tę powieść jako kryminał, to możecie poczuć się lekko zawiedzeni, jeśli jednak przeczytacie ją jako thriller psychologiczny, którego głównym wątkiem, jest toksyczna miłość, to myślę iż będziecie zadowoleni. Z takimi "freakami, jeśli już tak kochamy neologizmy, jakimi są nasi bohaterowie, już dawno się nie spotkałam. Muszę przyznać, iż nie wiem kogo bałam się bardziej, zdesperowanej Samanthy czy niedostępnego i tajemniczego Dennisa.
"Niewinna żona", jest debiutem literackim, i doświadczeni czytelnicy z pewnością to zauważą. Amy Lloyd miała świetny pomysł, poradziła sobie z warsztatem i stylem, udało jej się mnie zainteresować, jednak nie obyło się bez niedociągnięć. Troszkę nie mogłam uwierzyć w stworzonych przez autorkę bohaterów, byli zbyt naiwni, szaleni, zdesperowani i bezmyślni. Nie mogłam dać wiary, że można kogoś skazać bez stuprocentowego dowodu winy. Również zakończenie nieco mnie rozczarowało. Z drugiej strony książkę przeczytałam na jednym posiedzeniu, skłoniła mnie do myślenia a zarazem dostarczyła mnóstwa rozrywki i emocji. Więc jak, czytać czy dać sobie spokój? Jak najbardziej czytać! Ja wierzę w to, że jak damy szansę debiutantom to odwdzięczą się nam kolejną, lepszą i bardziej dopracowaną, książką.
Kochasz go. Ufasz mu. Dlaczego więc się boisz? Dwadzieścia lat temu Dennis Danson został aresztowany i trafił do więzienia za brutalne morderstwo. Jego historia stała się tematem filmu dokumentalnego, który rozpętał burzę w sieci. Internauci dążą do prawdy i uwolnienia niesłusznie skazanego człowieka. Mieszkająca w Anglii Samantha ma obsesję na punkcie sprawy Dennisa. Zaczyna korespondować z nim, dając się zwieść jego urokowi i pozornej życzliwości. Wkrótce potem postanawia porzucić dotychczasowe życie, by wyjść za niego za mąż i walczyć o to, by wyszedł na wolność. Kiedy działania przynoszą zamierzony skutek, Samantha zaczyna odkrywać nowe szczegóły z jego życia, które stawiają niewinność jej męża pod znakiem zapytania. Jednak jak skonfrontować swoje podejrzenia, jak porozmawiać o tym z mężem, skoro nie chce się poznać prawdy?
Czy zdarzyło wam się kiedyś być w związku na odległość? Albo zakochać się w kimś przez internet? Muszę przyznać, że ja swojego męża poznałam właśnie w grze internetowej, i po raz pierwszy spotkaliśmy się ze sobą, kiedy byliśmy już całkowicie zadurzeni. Oczywiście rzeczywistość mogła wszystko negatywnie zweryfikować, jednak szczęśliwie nam przydarzył się różowy scenariusz i jesteśmy ze sobą do dziś. Bohaterka naszej powieści znajduje się w podobnej sytuacji. Ona również poznaje miłość swojego życia "na papierze", jednak w przeciwieństwie do mojego męża, nie jest on wolnym człowiekiem lecz skazanym na elektryczne krzesło więźniem, zabójcą kilku kobiet, których ciał do tej pory nie odnaleziono. Kiedy dowiedziałam się, kim tak naprawdę jest Dennis, poczułam na rękach gęsią skórkę. Owszem czytałam o tym, że siedemnastolatek został skazany pomimo braku wystarczających dowodów winy i sprzecznych zeznań świadków, jednak gdzieś w podświadomości czułam, że nawet jeśli jest niewinny, to fakt, że dwadzieścia lat swojego dorosłego życia spędził w więzieniu, musiało negatywnie wpłynąć na jego psychikę. Poza tym, moja babcia często powtarzała, że w każdym kłamstwie jest ziarenko prawdy. Z jednej strony potrafiłam zrozumieć zakochaną Samanthę, w końcu sama wierzę w wirtualną miłość na odległość, z drugiej to jak się zachowywała wprawiało mnie w spore zażenowanie. Czy normalna osoba, rzuca pracę i wyjeżdża na drugi koniec świata, tylko po to by zaangażować się w uwolnienie z więzienia "niewinnego" mordercy? Czy normalna osoba, bierze w zakładzie karnym ślub, wiedząc że nigdy nie dotknie pana młodego? A nawet nie będzie mogła go powąchać? W tekście znajduje się jeden dialog pomiędzy Samathą a Carrie, producentką filmu o Dennisie, w którym ta pierwsza mówi, że zawsze zachowuje się poważnie i zdroworozsądkowo? Czytając ten fragment po prostu nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Moim zdaniem nic, absolutnie nic w zachowaniu Samanthy, nie było zdroworozsądkowe. Była ona typową zdesperowaną, zakompleksioną dziewczyną, która zrobiłaby wszystko byle tylko znaleźć sobie chłopaka, męża, kogoś kto nawet jeśli jej nie pokocha, to zdecyduje się z nią być. Już na wstępie dowiadujemy się, że Samantha ukrywa przed światem wydarzenie z przeszłości, które jest doskonałym przykładem na to, z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Ja od samego początku wiedziałam, że z tą dziewczyną jest coś nie tak, zastanawiałam się tylko jak bardzo ma niepoukładane w głowie, do czego może się posunąć w imię miłości. Choć to Dennis miał być tutaj czarnym charakterem, to w moim odczuciu, rola ta przypadła jego młodej żonie. Wraz z rozwojem fabuły, rozwijała się również jej obsesja. Muszę przyznać, iż czekałam na to, aż zdesperowana bohaterka niczym Alina sięgnie po noż i zabije Balladynę. W końcu czego się nie robi z miłości?
Na samym początku myślałam iż "Niewinna żona" to książka o pomyłkach sądowych i niesprawiedliwie wymierzonej karze śmierci. Spodziewałam się połączenia prozy Johna Grishama ze scenariuszem filmu "Życie za życie", w którym Kevin Spacey czeka na krzesło elektryczne (jeśli nie oglądaliście tej produkcji, to koniecznie musicie nadrobić zaległości). Okazało się jednak, że naszych bohaterów poznaliśmy akurat w momencie, kiedy sprawy ruszyły do przodu. Znalezione zostały bowiem nowe dowody i nowi świadkowie, oraz sprawca który oczyścił Dennisa z zarzutów, dzięki czemu mężczyzna, mógł wyjść na wolność. Amy Lloyd dała nam możliwość obserwowania człowieka, który po dwudziestu latach zamknięcia w klatce, powrócił na łono społeczeństwa. Zapewne każdy z was zna przypadek Tomasza Komendy, który został niesłusznie skazany za zgwałcenie i późniejsze zamordowanie 15-letniej Małgosi z Jelcza-Laskowic. Mężczyzna spędził w więzieniu 18 lat swojego życia. Dziś prokuratura sprawdza, czy była to zwykła pomyłka czy zbrodnia sądowa. Podobnie było z bohaterem naszej książki. Czytając o wszystkich spreparowanych dowodach winy, niewiarygodnych świadkach oraz ignorowanych przesłankach świadczących o niewinności aresztowanego, zastanawiałam się jakim cudem Dennis trafił na "zieloną milę". W takich przypadkach widać jak wielką władzę mają ławnicy, a przecież są tylko ludźmi.
Kiedy główny bohater książki wyszedł na wolność, zobaczył świat zupełnie inny od tego jaki zostawił za murami więzienia. Popatrzcie na to tak. Jeszcze 20 lat temu, telefony komórkowe należały do rzadkości, Internet dochodził tylko do wybranych a serwisy społecznościowe dopiero zaczęły się pojawiać. Lata dwutysięczne z "dziś" dzieli przepaść, zarówno psychologiczna jak i technologiczna. Przez ten czas wykształcił się całkiem nowy "rodzaj" człowieka jako istoty wirtualnej. Teraz wyobraźcie sobie osobę, która przez te dwadzieścia lat, kiedy my się uczyliśmy robienia selfie i tweetowania, czytała książki i ćwiczyła na siłowni, dla której "nowoczesny" świat był niedostępny. Kiedy otworzyły się bramy więzienia, wszystko było dla niej nowe. Dennis musiał się uczyć obsługi dotykowych ekranów, włączania iPhona i korzystania z bankowości internetowej. Zmienił się również język, w którym pojawiło się mnóstwo neologizmów chociażby taki hashtag. Muszę przyznać, że byłam zszokowana tym jak długą drogę pokonaliśmy od czasów trzepaka i przyblokowej piaskownicy. Cieszę się, że autorka zwróciła mi na to uwagę, gdyż na co dzień nie myślę o tym, jakie przemiany się w nas dokonują, jak powoli przenosimy swoje życie w "wirtual". Dziś nie liczy się to co o nas powiedzą, tylko co o nas napiszą . Rządzi facebook, instagram i Tweeter, bez nich jesteś nikim. Dziś byle jaki bloger może stać się influencerem.
Muszę przyznać, iż zupełnie inaczej wyobrażałam sobie zakończenie tej książki. Stawiałam na to, że to postać Samanthy odegra tutaj większą i bardziej znaczącą rolę. Okazało się jednak, że koniec był do przewidzenia i autorka niczym nas nie zaskoczyła. Oczywiście nie znaczy to, że finish był zły, był po prostu taki jakich oczekuje czytelnik thrillerów. Mi osobiście zabrakło tutaj oryginalności. Momentami, gdzieś tak od trzech czwartych książki, miałam wrażenie iż autorka gdzieś się strasznie śpieszy. Pewne tropy zostały urwane, wątki niedokończone i do samego końca nie udało mi się poznać motywów, które kierowały mordercą. Tak naprawdę nadal nie wiem co takiego się wydarzyło w tym małym miasteczku, ba, nawet nie wiem czy morderca był jeden czy też cała szajka. Jeśli potraktujecie tę powieść jako kryminał, to możecie poczuć się lekko zawiedzeni, jeśli jednak przeczytacie ją jako thriller psychologiczny, którego głównym wątkiem, jest toksyczna miłość, to myślę iż będziecie zadowoleni. Z takimi "freakami, jeśli już tak kochamy neologizmy, jakimi są nasi bohaterowie, już dawno się nie spotkałam. Muszę przyznać, iż nie wiem kogo bałam się bardziej, zdesperowanej Samanthy czy niedostępnego i tajemniczego Dennisa.
"Niewinna żona", jest debiutem literackim, i doświadczeni czytelnicy z pewnością to zauważą. Amy Lloyd miała świetny pomysł, poradziła sobie z warsztatem i stylem, udało jej się mnie zainteresować, jednak nie obyło się bez niedociągnięć. Troszkę nie mogłam uwierzyć w stworzonych przez autorkę bohaterów, byli zbyt naiwni, szaleni, zdesperowani i bezmyślni. Nie mogłam dać wiary, że można kogoś skazać bez stuprocentowego dowodu winy. Również zakończenie nieco mnie rozczarowało. Z drugiej strony książkę przeczytałam na jednym posiedzeniu, skłoniła mnie do myślenia a zarazem dostarczyła mnóstwa rozrywki i emocji. Więc jak, czytać czy dać sobie spokój? Jak najbardziej czytać! Ja wierzę w to, że jak damy szansę debiutantom to odwdzięczą się nam kolejną, lepszą i bardziej dopracowaną, książką.
Tytuł : "Niewinna żona"
Autor : Amy Lloyd
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 3 lipca 2019
Liczba stron : 400
Tytuł oryginału : The Innocent Wife
Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :
Lubię debiuty. Niektóre są dobre, niektóre nieco gorsze. Bardzo mnie zaciekawiłaś tą książką. Zapisuje sobie tytuł. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
Ja też lubię debiuty :) Z przyjemnością sięgnę i po ten :)
OdpowiedzUsuńLubię sięgać po debiuty, nawet te nieidealne. Chętnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTrudno mi wyczuć czy podobałaby mi się ta książka, ale ciekawa jestem jak główny bohater poradził sobie w nowej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńWłaśnie ją czytam. Nie mogę się oderwać.
OdpowiedzUsuń