'Lęki podskórne" Marta Zaborowska

     Thrillery psychologiczne to zdecydowanie mój ulubiony gatunek. Jak do tej pory sięgałam jednak po książki zagranicznych autorów, gdyż moja wiara w rodaków, została już wcześniej nadwątlona. Tym razem postanowiłam dać szansę polskiej twórczyni, a wpływ na to miało parę czynników. Po pierwsze uważam, że Wydawnictwo Czarna kładzie duży nacisk na to by książki sygnowane ich logo były z najwyższej półki, a pracujący tam "selekcjonerzy" i redaktorzy, są najwyższej klasy specjalistami, którzy dbają o swoich czytelników. Drugim czynnikiem, który miał wpływ na mój wybór była okładka, na której widniała niepokojąco piękna twarz, młodej dziewczyny, która na pierwszy rzut oka nie wyrażała żadnych emocji lub wręcz przeciwnie : je wszystkie. Ostatnim czynnikiem był opis książki, który wzbudził moje zaufanie. Uwielbiam, kiedy głównymi bohaterami powieści są osoby ze świata sztuki, otwarte, artystyczne umysły, zawsze są bardziej skomplikowane i ciekawsze. Jednak czy wszystkie te rzeczy połączone w jedną całość dały egzamin? Okazuje się, że zrobiły to bardzo dobrze a nawet celująco. 

W noc swoich czterdziestych urodzin uznany scenarzysta teatralny Bernard Bielak trafia do szpitala w wyniku wypadku. . Po powrocie do domu opiekuje się nim jego żona, Luna. Podawane przez nią leki powodują, że stan zdrowia mężczyzny nieustannie się pogarsza.Bernard próbuje przypomnieć sobie, co wydarzyło się tuż przed wypadkiem. Podświadomość podsuwa mu kolejne obrazy i strzępy wspomnień, które zaczynają układać się w przerażającą całość. Małżeńska sielanka kończy się w chwili, gdy niezauważony przez Lunę Bernard wchodzi do pokoju i widzi zakrwawioną sukienkę, którą żona trzyma na rękach. Szybko okazuje się, że tamtej nocy doszło także do makabrycznego morderstwa.

Czy wiecie czym jest osobowość typu "borderline"? Muszę przyznać, że spotykając się z tym terminem, zawsze uważałam że opisuje on jednostką chorobową,  która wymaga dokładnej diagnozy i leczenia, zarówno farmakologicznego jak i psychologicznego. Okazuje się jednak, że nie miałam racji. Dzisiejsi psychiatrzy i neurolodzy zaburzenia tego typu nazywają jedynie "anomalią" osobowościową, osobowością z pogranicza lub dysfunkcją. Dziś już nie ma podstaw ku temu by osoby cierpiące na zaburzenia tożsamości były hospitalizowane gdyż nie zagrażają społeczeństwu ani sobie, zaleca im się jedynie terapię u specjalisty oraz przepisuje środki psychotropowe. Moim zdaniem wykreślenie osobowości typu borderline ze spisu chorób psychicznych jest niepokojące i może przynieść więcej szkody niż pożytku. Doskonałym tego przykładem, i jednocześnie jedną z najciekawszych i najbardziej dopracowanych sylwetek typu "borderline" w literaturze, jest Lena, alias Luna. Ta młoda kobieta problemy i smutne doświadczenia z dzieciństwa, przeniosła do swojego życia dorosłego. Cierpi na zaburzenia osobowościowe, bywa agresywna i jednocześnie niepewna siebie. Ma problemy z nawiązywaniem więzi, czuję silną potrzebę przynależności do innej osoby. Oprócz tego ma problem z nadużywaniem alkoholu. Choć raz w tygodniu chodzi na terapię i połyka tabletki na lepsze samopoczucie, praktycznie nie widać poprawy. Muszę przyznać iż byłam przerażona. Zastanawiałam się jak to jest żyć i funkcjonować, w ciągłym strachu i lęku, w świecie gdzie za każdym rogiem kryje się ktoś kto chce nam zaszkodzić. Marcie Zaborowskiej w fenomenalny sposób udało się wprowadzić atmosferę paranoi i lęku, klaustrofobiczny, mroczny klimat, nawet wtedy kiedy akcja rozgrywa się na słonecznej Fuertaventurze. To co się działo w umyśle Luny było niczym wizja świata Davida Lyncha, scenerią wyjętą z serialu "Miasteczko Twin Peaks". Luna, choć otaczało ją mnóstwo ludzi, była tak naprawdę sama. Pozostały jej tylko tabletki i wspomnienia o siostrze, która jako dziewięciolatka popełniła samobójstwo. Już na wstępie książki dowiadujemy się, że Luna jest ofiarą. Dalsza lektura ma nam wyjaśnić jak do tego doszło, w jakich warunkach i okolicznościach rodziła się psychoza. 
Dla mnie Luna, do końca książki, pozostała bohaterką tragiczną, której współczułam, nad którą płakałam gdyż czułam, iż dla niej jest już za późno i nic nie będzie w stanie jej uratować. Rozumiałam ją, widziałam co sprawiło, że jej psychika została zniszczona. Owszem miała kochającego męża, jednak reszta osób które ją otaczały, były wobec niej wrogie, agresywne, manipulowały nią i straszyły. Oczywiście robiły to za plecami zakochanego Bena. 

Tym, co jest najmocniejszą stroną tej książki to właśnie postaci. Jeśli by przyjrzeć się im dokładniej to nie znajdziemy tutaj ani jednego pozytywnego, "dobrego" czy sprawiedliwego bohatera. Każdy ma brud za paznokciami. Są oni mściwi, zdesperowani, wyrachowani i pożądliwi. Jeszcze nigdy nie czytałam o tak wielkich a jednocześnie nieszczerych "przyjaźniach" i fałszywych miłościach. Miałam wrażenie, że weszłam pomiędzy watahę wilków i tylko czekałam skąd nastąpi pierwszy atak. 
Poznajemy tutaj homoseksualistę Igora, najbliższego przyjaciela Bena, którzy znają się od czasów dzieciństwa. To typowy związek dwójki ludzi, którzy znają się jak łyse konie, które mogliby ze sobą kraść. Jednak ja czułam, że w relacji tej jest coś więcej niż zwykła przyjaźń, coś mrocznego, zaborczego i toksycznego. Ben był dla Igora całym światem, idolem, niemalże Bogiem, do którego składał modły. Był ważniejszy od jego rodziców i partnera, pracy i zdrowia. Śmiało mogę powiedzieć, że mężczyzna był uzależniony od zapachu, obecności i widoku swojego kolegi. I daleko wykraczało to poza miłość homoseksualną, gdyż odbywało się na zupełnie innej płaszczyźnie.
Mamy tutaj również Ilonę, byłą żonę Bena, z którą mężczyzna się rozstał po śmierci ich córki. Oboje nie potrafili się pogodzić ze stratą i doszli do wniosku, że codziennie na siebie patrząc będą jeszcze bardziej cierpieć. Jednak w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy po rozstaniu, idą każdy w swoją stronę, ta dwójka nadal pozostaje w kontakcie. Rezygnując z miłości, stworzyli inną równie silną więź, po części przyjaźń po części sentymentalny twór, pełen wspólnych wspomnień. Nie da się ukryć, iż również ich relacja jest patologiczna i niebezpieczna i ponadto nie zrozumiała. Do końca nie byłam przekonana w szczerość Ilony. Uważałam, że gdzie głęboko w jej sercu, ta "pierwsza" miłość nie wygasła.  
Jedną z bardziej śliskich a jednocześnie najbardziej autentyczną postacią jest dla mnie Sebastian, partner Igora. Jest to mężczyzna wyrachowany, odważny, gra rolę zręcznego manipulatora. Wie czego chce i potrafi dążyć do tego po trupach. Jego działania często są kontrowersyjne i budzą odrazę czytelników. Jednak nie da się ukryć, iż postać ta jest szczera w swojej obłudzie.
Ostatnim z głównych bohaterów jest Ben, artysta, scenarzysta, reżyser, twórca sztuk teatralnych, który przeżywa kryzys twórczy. Pozostało mu jedynie kilka tygodni by wywiązać się z obowiązań wobec swojego agenta. Muszę przyznać, że postać ta do samego końca pozostała dla mnie wielką niewiadomą. Nie do końca potrafiłam mu zaufać, zastanawiałam się czy jego troska i zainteresowanie żoną naprawdę wynikają z głębokiej miłości czy też Ben, zachowując się jak przykładny małżonek, ma w tym jakiś ukryty cel. 
Marta Zaborowska wie jak stworzyć ciekawego, oryginalnego i fascynującego bohatera. Zdaje sobie sprawę z ludzkiej różnorodności i tego, że każdy z nas skrywa w sobie mroczne tajemnice. Jedni większe, drudzy mniejsze. Cieszę się, że mogłam je odkryć. 

Jednak nie możemy zapominać, że "Leki podskórne" to nie tylko książka psychologiczna, lecz również thriller. Zaczyna się od morderstwa i właśnie na nim się kończy. Narrator z teraźniejszości zabiera nas w przeszłość i kawałek po kawałku odkrywa historie naszych bohaterów, którzy są ze sobą połączeni niczym muchy w pajęczej sieci. Jedno wiemy na pewno : ktoś z nich jest mordercą, ktoś jest psychopatą a wielu ofiarami. W thrillerach najważniejsze dla mnie jest to, by dostarczyły mi dreszczyku emocji i doprowadziły do ekscytującego, trzymającego w napięciu punktu kulminacyjnego, zwieńczonego zaskakującym i nieprzewidywalnym zakończeniem. Marta Zaborowska spisała się na piątkę, zupełnie jakby czytała w moich myślach. Mamy tutaj wszystko : krwawe morderstwo, policyjne śledztwo, wielu podejrzanych, tajemnice z przeszłości, trudne dzieciństwo, miłość, zazdrość, choroby psychiczne, aż trudno uwierzyć, że wszystko to zmieściło się w jednej książce. 

Marta Zaborowska umie pisać. Książka ta liczy ponad 400 stron i muszę przyznać, że ani jeden wyraz nie został tutaj napisany na siłę. Często mi się zdarza trafić na książkę, której autorzy posiłkują się przydługimi opisami, zbędnymi analizami, czy przesadzonymi, niepotrzebnymi dialogami, byle tylko czymś wypełnić puste strony. Tutaj wszystko było na swoim miejscu i powieść ta składała się z dokładnie tylu znaków z ilu powinna. Wszystko zostało wyjaśnione, wszystkie zagadki rozwiązane, winni ukarani (ale czy na pewno) a martwi pogrzebani. Muszę przyznać, iż była to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w ostatnich miesiącach i mam nadzieję, na kolejne spotkania z nową dla mnie autorką. Zdecydowanie polecam. 


Tytuł : "Lęki podskórne"
Autor : Marta Zaborowska
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 15 maja 2019
Liczba stron : 440


Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

4 komentarze:

  1. Oj, tak. Też bardzo lubię thrillery psychologiczne i często po nie sięgam, a jednak ta autorka jest mi nieznana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również bardzo chętnie sięgam po thrillery psychologiczne. Lubie także sięgać po książki polskich autorów. Na pewno będę miała te książkę na uwadze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam thrillery psychologiczne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa recenzja :) Niepokojąca jest osobowość bordeline.
    Też lubię thrillery psychologiczne.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger