"Świat miniony" Tom Sweterlitsch

     Zaledwie kilka wyrazów, który pojawiły się na okładce "Świata minionego" wystarczyły, bym poczuła podniecenie i przemożną chęć sięgnięcia po ten tytuł . Były to słowa: morderstwo, koniec ludzkości oraz podróże w czasie. Dodatkowo fakt, że jeden z moich ulubionych autorów science fiction, Blake Crouch, napisał parę zachęcających słów na temat tej powieści, sprawił że pokusa była jeszcze większa. I oczywiście nie mogłam wyjść z podziwu dla projektantów i grafików, którzy stworzyli tak piękną i sugestywną okładkę. Można więc śmiało powiedzieć, że sama oprawa tej książki zadziałała zarówno na moją wyobraźnię oraz zmysł estetyczny. A w środku było jeszcze lepiej. Muszę przyznać, iż nie spodziewałam się że trafię na tak dobrą książkę w momencie, kiedy rynek wydawniczy przesycony jest dziełami tego gatunku, a każda kolejna powieść, po którą sięgam, jest nieudaną kopią poprzedniej. Tym razem Tom Sweterlitsch, stworzył coś oryginalnego i nowego  które choć przyrównywane jest do "Incepcji" czy znakomitego filmu z Bradem Pittem "12 małp", to jednocześnie jest niczym powiew świeżości.

Agentka specjalna Shannon Moss zostaje wyznaczona do rozwiązania sprawy zamordowania rodziny członka Navy SEAL i odnalezienia jego zaginionej córki. Odkrywa, że żołnierz był astronautą na pokładzie USS Waga, statku, który prawdopodobnie przepadł w najciemniejszych otchłaniach Głębokiego Czasu. Moss uważa, że do zbrodni mogły doprowadzić powiązania żołnierza SEAL z przyszłością.

Czy zastanawialiście się kiedyś nad definicją literatury "science fiction"? Czym tak naprawdę jest ten gatunek literacki, jak go najlepiej opisać, co go charakteryzuje. Choć przeczytałam setki książek zaliczanych do tej kategorii literackiej, spotkałam się z wieloma  próbami analizy tego nurtu, to do tej pory nie natknęłam się na ani jedną spójną wizję dotyczącą fantastyki naukowej. Dziś zarówno wydawcy, jak i pisarze i czytelnicy, zbyt pochopnie wrzucają powieści do worka z etykietką "science fiction". Wystarczy troszkę "nieznanych" technologii, wypady w przyszłość, sztuczna inteligencja czy nieznane choroby i już mamy do czynienia z czymś co wymyka się racjonalizacji i naukowemu poznaniu, czyli jest niczym innym jak bujdą na resorach, bajką, legendą czyli jednym słowem fantastyką. Myślę, że twórcy tacy jak Asimov czy Lem, gdyby zobaczyli co dziś zalicza się do gatunku science fiction, złapaliby się za głowę, przecież większość z tego nie ma kompletnie nic wspólnego z nauką, wizjonerstwem czy postępem, który był tak charakterystyczny dla książek z lat 60-tych czy 80-tych. No dobrze, więc co takim razie powinna"mieć" książka, by można było zaliczyć ją do gatunku science fiction? I czy "Świat miniony" warunki te spełnia? Okazuje się, że Tom Sweterlitsch doskonale się zna na tym co robi i z pewnością nie rozdrażnił by mistrzów. Po pierwsze zawarte w utworach science fiction wizje futurologiczne są pozbawione z reguły znamion cudowności a w fabule przestrzega się zasad prawdopodobieństwa. Zastanawiam się ilu z was czytało książki wspomnianego już wcześniej Stanisława Lema. Ci, którzy je znają, z pewnością zauważyli że autor ten był mistrzem w przewidywaniu w którym kierunku podąży ludzkość oraz co też nowego wymyślimy. Był prawdziwym wizjonerem. Oczywiście to, czy Tom Sweterlitsch ma szósty zmysł, będzie bardzo ciężko zweryfikować przez najbliższych kilkadziesiąt lat, jednak jego teorie i wynalazki, są jak najbardziej prawdopodobne. Co roku odkrywamy coraz większy obszar kosmosu, poznajemy nowe planety, badamy czarne dziury i ciała niebieskie. Choć większość z nich, ze względu na słabe technologie, nadal jest dla nas zagadką, to można przypuszczać iż naukowcy przyszłego pokolenia, zdobędą wiedzę, która jest dla nas niedostępna. Dziś po Marsie wędruje pojazd zbierający próbki i wysyłający obrazy na ziemię. Kto wie czy za sto, lub dwieście lat, nie zaczniemy budować bazy na czerwonej planecie? A może stworzymy orbitalną stację kosmiczną gdzie zamieszkają ludzie? Scenariusz "Świata minionego" choć zatrważający, nie wydaje się nieprawdopodobny. Autor uważa iż z Kosmosu, zbliża się do ziemie zagrożenie, które nazywane jest Terminusem. Ma ono zabić całą ludzkość i zniszczyć naszą planetę. Ludzie będą ginąć na krzyżach (przynajmniej chrześcijanie) i płonąć na stosach. Co prawda nie do końca zrozumiałam religijnego wymiaru tej apokalipsy, jednak to stwarza tylko dobrą okazję, by jeszcze raz przeczytać tę rewelacyjną książkę by odkryć kolejne, ukryte dno. 
Kolejną cechą, która powinna posiadać książka science fiction to neologizmy związane z pojawieniem się nowych technologii. Tych mamy tutaj całe zatrzęsienie. Bardzo się cieszę , że autor postanowił wprowadzić skróty bo czytanie o kwantowo-tunelowanych nonocząsteczkach, mogłoby być męczarnią dla naszych oczu. 
I ostatnią ważną (bo tych mniej ważnych jest jeszcze sporo) cech literatury fantastycznej, jest przesłanie, które jest zarazem ostrzeżeniem, przed tym jaki wpływ na bohaterów oraz cały nasz świat, ma rozwój technologiczny i nasze działania. Tutaj sprawa jest prosta : zginiemy wszyscy. Oczywiście grupka ludzi stara się sprawić by tak się nie stało, jednak gatunek ludzki zabije nic innego jak własna ciekawość i żądza wiedzy, nawet tej zakazanej. 

Muszę przyznać, iż niezbyt często głównym bohaterem, szczególnie jeśli chodzi o literaturę fantastyczną, jest kaleka. Zazwyczaj nasi protagoniści są ludźmi (lub stworzeniami) w sile wieku, obdarzonymi masą talentów, zdrowiem czy nadnaturalną siłą. Nawet jeśli autorzy nie robią tego specjalnie, to często udaje im się stworzyć postaci na miarę superbohaterów. Tym razem mamy okazję poznać bohaterkę, która jest z pewnością jedną z najbardziej oryginalnych sylwetek, jakie spotkałam w ostatnich latach. Shannon Moss jest inwalidką. Podczas jednego ze szkoleń doznała odmrożenia nogi, które zakończyło się amputacją kończyny, ze względu na postępującą gangrenę. Moss nosi protezę, która momentami utrudnia jej normalne funkcjonowanie. Bardzo się cieszę, iż autor zwrócił uwagę na problemy ludzi niepełnosprawnych. Cieszę się, iż nie stworzył technologicznego cyborga , któremu odrosła noga lub też nosi protezę, która zachowuje się jak normalne ciało. A przecież mógł, gatunek science fiction udźwignie wszystko. Jednak nasza bohaterka ma sztuczną kończynę, która ją uwiera, którą musi zostawiać poza łazienkę a do tego wydziela nieprzyjemny zapach. I jak widać przyszłość nie przyniesie w tym kierunku wielkich zmian. Ja osobiście polubiłam naszą agentkę i już po kilku pierwszych stronach stała się dla mnie wzorem do naśladowania. Owszem była pokrzywdzona przez los, owszem momentami było jej ciężko jednak nie poddawała się, była subordynowana i czekała na rozkazy swoich przełożonych. Jest to kobieta, która nie ma rodziny ani życia osobistego, jest całkowicie poświęcona pracy, jednak pogodziła się z losem "wędrowcy w czasie i przestrzeni". Kiedy wsiada do statku, który ma ją zabrać powiedzmy dwieście lat w przód, tu na Ziemi, minie zaledwie kilka minut , jednak ona sama spędzi w innej, prawdopodobnej wersji przyszłej rzeczywistości, miesiące a może nawet lata. Wróci starsza, z siwymi włosami i głębokimi zmarszczkami. W końcu okaże się, iż wygląda starzej niż własna matka. I jak to wszystkim wyjaśnić? Chociażby kochankowi , który zasypiał przy dwudziestoletniej piękności a budzi się przy zmęczonej życiem czterdziestolatce? Praca Moss wymaga poświęceń i ona była na nie gotowa. Zapewne każdy pracodawca marzy o takim pracowniku. 
Teraz, już po przeczytaniu książki, zaczęłam się zastanawiać czy tajemnica jakim są podróże w przyszłość, stacja kosmiczna po "mrocznej stronie Księżyca" (oglądaliście może "Iron Sky"?) byłyby możliwe przez do ukrycia przed opinią publiczną. Fabuła książki toczy się w Stanach Zjednoczonych, co pozwala mi sądzić, iż tylko ten kraj opanował nowoczesną technologię umożliwiającą skoki w przyszłość. A co z resztą świata? Czy powiedzmy Rosjanie czy Chińczycy, nie widzę regularnie latających statków na księżyc i z powrotem? Czy nie podejrzewają, iż "coś jest na rzeczy"? Tom Sweterlitsch jest Amerykaninem więc to może stąd wzięła się ta "megalomania"? Oczywiście żartuję, jednak chciałam przypomnieć, że duża część fabuły toczy się w czasach nam współczesnych, a nawet wcześniej, gdzie reszta świata nadal funkcjonowała i wbrew pozorom miała się dobrze. I nawet latali w Kosmos ;)

"Świat miniony" jest książką, której nie da się odłożyć choć na chwilę, i przestać o niej myśleć. Oczywiście czasami jest to nieuniknione, jednak w takich przypadkach od razu zaczynamy tęsknić, zastanawiać się i pisać własne scenariusze na zakończenie, a przewidzenie tego co się wydarzy, jest niestety umysłową ekwilibrystyką. No wyobraźcie sobie kochani, że macie do czynienia z grupą ludzi, którzy mogą podróżować zarówno w przyszłość jak i w przeszłość, i tam szukać swoich odpowiedzi? Pomyślcie jak bardzo zmieniła by się kryminalistyka, gdybyśmy mogli od razu sprawdzić postępy w śledztwie powiedzmy za 6 miesięcy? Ilu ludzi moglibyśmy uratować? Ile żyć ocalić? Bo nie zapomnijcie, że książka Sweterlitscha, pomimo fantastycznej scenerii, nadal jest intensywnym kryminałem do którego dodano makabryczne elementy gore. Nadal mamy zagadkę, którą należy rozwikłać a nasza "uprzywilejowana" bohaterka, zamiast przynieść odpowiedzi z przyszłości, natrafia na spisek, który może zaważyć na życiu całej ludzkości. Zapowiada się ciekawie prawda? A jeśli dodamy do tego świetny warsztat autora oraz doskonałe wykonanie to mamy gwarantowany przepis na sukces. 

Kiedy zbliżałam się do końca lektury, zaczęłam żałować iż "Świat miniony" to samodzielna książka a nie część większego cyklu. Nie chciałam się rozstawać z bohaterami, których zdążyłam polubić i ich coraz to nowymi odsłonami. Autorzy science fiction często wpadają w pułapki, które zastawia na nich ten niewdzięczny i trudny gatunek. Często  filozofują i zbyt mocno skupiają się na stronie naukowej powieści sprawiając, że dla zwykłych zjadaczy chleba, staje się ona niezrozumiała,
czasami tajemnica jest zbyt oczywista lub postacie nazbyt przezroczyste. Szczęśliwie Sweterlitsch nie złapał się w żadną z tych pułapek. Powieść to działa zaskakująco dobrze zarówno jako dzieło science fiction jak i nowoczesny thriller.  te dwa gatunki wzajemnie się uzupełniają i wzajemnie nadrabiają ewentualne wady. "Świat miniony" to jedna z lepszych książek po które sięgnęłam w tym roku, być może zawędruje nawet do mojej pierwszej dziesiątki "The best of 2019". Gorąco polecam a ja muszę nadrobić zaległości i przeczytać poprzednią książkę autora. Podobno też jest świetna. 


Tytuł : "Świat miniony"
Autor : Tom Sweterlitsch
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 4 czerwca 2018
Liczba stron : 416
Tytuł oryginału : The Gone World


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

3 komentarze:

  1. Nie za bardzo przepadam za takim gatunkiem ale nie mówię "nie", bo nigdy nie wiadomo jak książka zadziała na umysł czytającego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może i ja się skusze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytam science fiction, chociaż po książki Lema zamierzam sięgnąć :) A wspomnianą przez Ciebie "Incepcję" wprost uwielbiam :D

    https://fikcjawrealu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger