"Olśniewająca ciemność nocy" Sally Read

     W dzisiejszych czasach bycie ateistą, przynajmniej w Polsce jest trudne. To w końcu tutaj nadal ponad 90 procent społeczeństwa deklaruje się katolikami, choć tylko ułamek z nich chodzi co niedzielę do Kościoła. Wiara znowu stała się modna, pielgrzymki przyciągają tłumy, coraz więcej par młodych decyduje się na złożenie przysięgi małżeńskiej przed ołtarzem. Wystąpienie z kościoła kojarzone jest z dziwactwem i świętokradztwem, a ateiści muszą liczyć się z tym, że mogą spotkać się z wyobcowaniem i wskazywaniem palcami, szczególnie Ci w małych miejscowościach. Niestety, przed nami jeszcze długa i wyboista droga do wolności wyznania, lub nie-wyznania. W Anglii bycie ateistą czy człowiekiem bez Kościoła, jest znacznie prostsze. Kraj ten cechuje społeczeństwo wielokulturowe. Meczet stoi koło kościoła katolickiego, synagoga koło świątyni pastafarian. Muzułmanie żyją wśród chrześcijan, a buddyści pracują ramię w ramię z wiarołomcami. Każdy jest równy, nikt nie odstaje. Wśród tej różnorodności bycie ateistą nie jest niczym nadzwyczajnym. Dopiero powrót na łono Kościoła, staje się wydarzeniem. Ludzie, których głównym celem w życiu jest poszukiwanie prawdy i odpowiedzi na pytania egzystencjalne, chcą wiedzieć dlaczego akurat ta religia, ten Bóg, przekonał zatwardziałego ateistę. Co takiego się stało? Czy zdarzył się cud, w który można uwierzyć? Czy zatrąbiły trąby anielskie i zapłonął krzak? A może jest to wiara pod publikę, dla sukcesu, dla napisania książki.

Świadoma i przekonana o słuszności swego wyboru ateistka pisze o... nawróceniu. Opowiada o odrzucaniu prawd i zasad katolicyzmu, o swoim życiu prywatnym i zawodowym, o wątpliwościach. Chcąc napisać książkę poświęconą seksualności kobiet, rozmawiała z wieloma kobietami z różnych środowisk, szukała też zakonnicy, która zechciałaby z nią o tym porozmawiać. Znalazła księdza, a on pomógł jej odnaleźć Kogoś o wiele ważniejszego...

Jestem osobą wierzącą. Jednak moja wiara jest typowa dla nowoczesnego społeczeństwa i zachodniego stylu życia. Do Kościoła chodzę od święta lub przy "okazji". Modlę się przed porodem bądź podróżą samolotem, a Biblię czytałam raz i to fragmentami na lekcjach religii. Moja wiedza o testamentach, świętych, cudach i religii jest raczej podręcznikowa i bardzo ogólna. Myślę, że niejeden uczeń mógłby mnie zawstydzić. Wierzę w Boga, jednak cała otoczka jak Kościół czy tradycja już mniej mi odpowiada. Bądźmy szczerzy jestem za leniwa by celebrować swoją wiarę. Właśnie dlatego, że sama wierzę z doskoku, bardzo lubię czytać o ludziach którzy się nawrócili. To właśnie ich wiara jest najmocniejsza, najbardziej uduchowiona, pełna i prawdziwa. Pomyślcie sobie, jak ważna i wstrząsająca rzecz, musiała się wydarzyć w życiu konwertyty, by w ułamku sekundy zmienił całe swoje życie i sposób myślenia. Religia to coś poważnego, wykraczającego poza tereny nam znane. To nie ulubiona książka, muzyka czy potrawa. Wiara ma wymiar egzystencjalny, duchowy. Nie wystarczy powiedzieć sobie, że się wierzy, trzeba to poczuć. Zawsze sobie wyobrażałam, ze osoba nawrócona musiała osobiście zobaczyć Boga. Cóż bowiem innego mogło wywołać aż taką duchową transformację? Nasza autorka właśnie tego doświadczyła. Pewnego dnia poczuła czyjąś obecność. Dziś wierzy, że to właśnie wtedy spotkała się ze Stwórcą. Nigdy wcześniej nie doświadczyła niczego tak przerażającego a jednocześnie pięknego. Spotkanie to napełniło ją wiarą, siłą i zrozumieniem. Choć przez całe swoje dotychczasowe życie była ateistką, to paradoksalnie właśnie ten brak wiary sprawił, że była przygotowana na przyjęcie Boga. Nawet teraz, prawie 8 lat po wstąpieniu w szeregi wiernych, często czuje przy sobie czyjąś obecność. Wie, że istota ta chce jej dobra, rozumie ją i zrozumienie to jest pełne. Bóg jest "czymś" czemu można bezgranicznie zaufać. W jednym z wywiadów autorka opowiada jak to było z jej rodziną a szczególnie córką, która nie mogła pojąć pewnych aspektów związanych z religią i Bogiem. Dziewczynka zastanawiała się, czemu Wszechmogący nas doświadcza, dlaczego nam nie pomaga, nie wysłuchuje naszych modlitw. Odpowiedz Read była jedna : Bogu trzeba zaufać, gdyż ma dla nas plan. Jeśli oddamy mu się całkowicie, to poczujemy się lepsi, spełnieni.

Sally Read jest pisarką, poetką. Mieszka w Wielkiej Brytanii i do 2007 roku była ateistką i feministką. Internet jest bardzo oszczędny w udzielaniu informacji. Czytając jej książkę od razu daje się zauważyć, że autorka jest specjalistką od krótkich, zwartych form. Powieść ją nuży i męczy. Woli prosty przekaz. Sięgając po tę książkę liczyłam na to, że dowiem się co sprawiło że Read się nawróciła. Chciałam by opowiedziała nam o swoim życiu przed i po. Czy dużo się zmieniło? Czy nabrało ono innego wymiaru? Stało się pełniejsze? Wstyd się przyznać, ale chciałam wejść z butami w życie poetki, dowiedzieć się jak zareagowała jej rodzina i znajomi. Jak postrzega dzisiejszy Kościół i jego obrzędy. Ja, wychowana w katolickiej rodzinie, zżyłam się z tradycją i jest ona dla mnie czymś oczywistym. Chciałam choć raz spojrzeć na wszystko oczami człowieka "nowego", neofity który dopiero rozpoczyna swoją "przygodę" z wiarą. Myślałam, ze dowiem się czegoś nowego o chrześcijaństwie. Niestety "Olśniewająca ciemność nocy" to powieść jakich wiele. Typowa historia konwertyty/nawróconego, która różni się jedynie tym, że jest bardzo dobrze napisana. Autorka dzieli się z nami swoim życiem, jednocześnie spuszczając na nie kurtynę milczenia. Wiemy, że ma rodzinę jednak ich życie i sylwetki pozostają dla nas niedostępne. Sama mówi, że jej najbliżsi nie prosili się o to by zaistnieć na kartach powieści, dlatego musi uszanować ich prywatność. Read dużo czasu poświęca na analizę swojej relacji z Bogiem. Opowiada co jej dała wiara, na jakie pytania poznała odpowiedzi a jakie jeszcze czekają na swój czas. Czytając tę książkę, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka chciała mnie umoralnić. Choć, jak pisałam wyżej, zdaję sobie sprawę że moja wiara jest raczej efektem tradycji i wychowania niż duchowej potrzeby, tak po przeczytaniu tej powieści poczułam się mała jak robaczek. Rodzice, księża w Kościele i duchowni na katechezach, dali mi takie podwaliny wiary a ja z tego nie korzystam. Sama odwróciłam się plecami od ołtarza. Nie pytam, nie poszukuję prawdy. Ba, nawet nie podważam. Autorka uświadomiła mi, że współczesny człowiek pogrąża się w marazmie, nie ma już siły ani na walkę z sobą samym ani z Bogiem.


Sally Read urodziła się w rodzinie, gdzie wiara i religia były postrzegane jako coś niebezpiecznego, kontrowersyjnego i niepotrzebnego. Autorka zasłynęła za swojego feminizmu i wystąpień przeciwko Kościołowi. Zarzucała mu uprzedmiotowienie kobiet i sprowadzenie ich do roli służebnic. Chciała wyzwolić Maryję spod jarzma szowinistycznego, patriarchalnego systemu wiary. Zbierając materiały do swojej pracy, spotkała księdza, z którym dyskusja już na zawsze odmieniła jej życie. To właśnie dzięki niemu wstąpiła na drogę wiary i swojego odrodzenia. Poczuła czym jest miłość do Boga. Nie bez znaczenia dla jej przemiany, pozostał również fakt posiadania całej rzeszy przyjaciół-katolików, oraz zamieszkanie w otoczeniu wielu średniowiecznych Kościołów, w samym sercu Włoch. Troszkę mnie zaskoczyło to, że konwersja wiary nastąpiła tak bezboleśnie. Autorka z bojowniczki o wolność, z aktywnej feministki mającej wiele pytań, stała się posłuszną owieczką. Muszę przyznać, że liczyłam na to, że to właśnie w wierze znajdzie odpowiedź na swoje lęki. Podczas swojej kłótni z protestanckim księdzem wytknęła mu zło, które szerzy się w Kościele : pedofilię, nepotyzm, rozrzutność, złe traktowanie mniejszości seksualnych, podejście do antykoncepcji. Myślałam, że przekraczając próg świątyni dozna olśnienia. Niestety zamiast wciąż poszukiwać odpowiedzi, autorka po prostu zrezygnowała z zadawania pytań. Tak jest łatwiej. A i odpowiedź nie zaboli. 


Sally Read umie pisać, musicie jednak pamiętać że jej domeną jest poezja. Jej język jest więc liryczny, momentami czuć w nim patos. Jest tutaj sporo stylizacji, ozdobników, upiększeń, czuć że książkę tę pisała osoba czująca słowa, lubująca się w nich. Widać, że momentami ciężko jej było zrezygnować z ulubionej formy. Jednak jedno jest pewne : historia ta jest prawdziwa, płynie prosto z serca. Najpiękniejsze w niej jest to, że jest dla każdego i chociaż stanowi wspaniałe świadectwo odnalezionej wiary, to tak naprawdę pisana jest do tych, którzy nadal jej poszukują. To właśnie ich autorka stara się przekonać do tego by się nie poddawali, bo może już tuż za rogiem odnajdą miłość i szczęście. A może nawet Boga? Polecam.

Tytuł : "Olśniewająca ciemność nocy"
Autor : Sally Read
Wydawnictwo : Wydawnictwo Księży Marianów "PROMIC"
Rok wydania : 2018
Liczba stron : 224
Tytuł oryginału : Night's Bright Darkness



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :

http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

2 komentarze:

  1. Nie słyszałam o książce, ale brzmi bardzo interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno jest w pewien sposób ciekawa, ale chyba nie podjęłabym się lektury ze względu na własny stosunek do wiary, aczkolwiek bardzo dokładnie opracowana recenzja :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger