"Wszystkie moje jutra" Elizabeth Camden, Karen Witemeyer, Jody Hedlund

     Z czym wam się kojarzą książki o miłości? Jaki tytuł pierwszy przychodzi wam na myśl? W dzisiejszych czasach literatura kobieca kojarzona jest z erotyką, powieściami z gatunku new adult gdzie niesforni chłopcy podrywają grzeczne dziewczynki oraz z typowymi swojskimi romansami, gdzie w większości mamy do czynienia z jedną tragedią, jednym nieporozumieniem i jednym punktem kulminacyjnym. Okazuje się jednak, że by napisać dobrą książę, czy opowiadanie miłosne, wcale nie trzeba szokować, łamać schematów i wzbudzać kontrowersji. Autorki niniejszej książki postawiły na szczerość, dobroć, otwartość oraz, co zadziwiające, religię. Choć z początku do dzieła tego podchodziłam z dystansem, tak okazało się, że nie muszę się martwić. "Wszystkie moje jutra" to dobrze napisana, klimatyczna i wzruszająca książka o narodzinach miłości. Jest to powieść o wielce znaczącym tytule, który niesie nadzieję na lepsze jutro. 

Historie miłosne, które rozjaśnią wszystkie Wasze jutra!
Karen Witemeyer, Jody Hedlund i Elizabeth Camden należą do grona najbardziej poczytnych autorek romansu historycznego – ich powieści zdobywały liczne nagrody, takie jak: RITA Award, Christy Award, Nagroda za Najlepszą Książkę Chrześcijańską, i wiele innych. Tym razem trzy znakomite pisarki przeniosą nas w świat miłosnych opowiadań... jak zawsze, z historią w tle.

Akcja pierwszego opowiadania pod tytułem "Warta czekania"rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych w kolonii (azylu) dla kobiet, zwanym Harper's Station. Jedna z założycielek tego zgromadzenia, zrzeszającego poszkodowane przez mężczyzn niewiasty, postanawia sprzedawać wyprodukowane przez swoje koleżanki towary, okolicznym farmerom. Pomaga jej w tym dostawca Ben, który od jakiegoś czasu zakochany jest w młodej wspólniczce. 
Mogłoby się wydawać, że "Warta czekania" to kolejna, sztampowa powieść miłosna, której koniec jest bardzo łatwy do przewidzenia. Ci, którzy tak myślą mają rację. Opowiadanie to nie zostało napisane po to by nas zdziwić czy zaskoczyć. Jego głównym celem jest niesienie dobrej nowiny, i ma zdecydowanie religijny wymiar. Nasza główna bohaterka, to kobieta, która niesie ze sobą bagaż doświadczeń. W przeszłości została skrzywdzona przez mężczyznę i obiecała sobie, że nigdy więcej w nikim się nie zakocha, do nikogo się nie zbliży i nikomu nie zaufa. W czasach kiedy 48 procent małżeństw kończy się rozwodem, 60 procent mężczyzn przyznaje się do zdrad a 15 procent kobiet do tego, że są ofiarami przemocy domowej, książka ta trafi na podatny grunt, gdzie (miejmy nadzieję), bardzo szybko zakiełkuje i wyda owoce. A owocami tymi są : zaufanie, nadzieja i wiara, wiara zarówno w Boga jak i w lepsze jutro. Autorka mówi nam, że nie warto zamykać się we własnej skorupie, celebrować swoje cierpienie i wszystkich sądzić tą samą miarą. Daje nam nadzieję, że wokół nas są jeszcze wartościowi, dobrzy i sprawiedliwi ludzie, których obchodzi nasz los. Owszem od samego początku wiedzieliśmy, że pomiędzy naszymi głównymi bohaterami narodzi się miłość, jednak to w jaki sposób ona zakiełkuje, było dla nas piękną niespodzianką. Uwielbiam takie spokojne opowiadania, piękne i głębokie, wartościowe i niosące ważny przekaz. 

Kiedy w pierwszym opowiadaniu "słowo boże" pojawiło się jedynie mimochodem, tak w  "Przebudzonym sercu" jednym z głównych bohaterów jest pastor, a sam esej rozpoczyna się od kazania. Poznajemy tutaj bogatą, jeszcze dość młodą, starą pannę, która przy pomocy swoich pieniędzy postanawia pomóc biednym kobietom w swojej okolicy. Wraz z pastorem otwiera szwalnię, w której zatrudnia imigrantki. Akcja opowiadania toczy się w Nowym Jorku, w końcówce XIX wieku. Dziś, Stany Zjednoczone, uznawane są za najbogatszy i najbardziej rozwinięty technologicznie kraj świata. Jednak by znaleźć się na samym szczycie, kraj ten musiał przejść długą i wyboistą drogę. Gospodarka Ameryki w dużej mierze zbudowana została przez emigrantów, w szczególności Irlandczyków, Niemców, Holendrów oraz Hiszpanów. Kiedy w Europie panował głód i szerzyły się epidemie ludzie masowo uciekali na statki, która wypływały do Nowego Świata. Zazwyczaj była to biedota, osoby bez grosza przy duszy, którzy wszystkie swoje oszczędności wydali na bilet w jedną stronę. Jody Hedlund pokazuje nam co się z tymi ludźmi działo, już po dotarciu na miejsce. Wraz z główną bohaterka i jej towarzyszem zwiedzamy slumsy Nowego Jorku, mieszkania gdzie na kilku metrach kwadratowych tłoczy się kilka rodzin, gdzie często jedyną szansą na jakikolwiek zarobek jest sprzedawanie własnego ciała. Ludziom, których widzimy nie udało się spełnić swojego American Dream, nie mają również możliwości powrotu do domu. Albo się boją, albo wstydzą, albo stracili nadzieję.Całe szczęście znaleźli się ludzie, którzy postanowili tę nadzieję odbudować, zrobili to z głową i z Bożą pomocą. Czasem idąc ulicą, widzę żebraków, którzy pustym wzrokiem patrzą w dal. Wrzucając im kilka monet do kubka, cieszę się z tego że spełniłam swój obywatelski obowiązek. Autorka pokazała mi inną drogę. Takim ludziom nie pomogą żadne pieniądze. Im trzeba dać nadzieję, narzędzia i środki, dzięki którym znajdą motywację do odmiany swojego losu, zawalczenia o własną przyszłość.Jednak nie myślcie, że opowiadanie to porusza jedynie temat miłosierdzia i przedsiębiorczości. Jest tutaj również miłość, taka nieśmiała i krucha, jednak z każdą stroną rośnie w siłę. 

Akcja ostatniego opowiadania również toczy się w Stanach Zjednoczonych, w XIX wieku. Opowiada ono historię młodej, ambitnej dziewczyny, która wychowywana była w jednej z najpiękniejszych i najbogatszych posiadłości ziemskich, jakie widział ten kraj. Jej pracodawcy zadbali o to, by kobieta otrzymała dobre wykształcenie i opłacili jej czesne na jednym z najbardziej prestiżowych kierunków, medycynie. Pewnego dnia nasza bohaterka została usunięta z uczelni, ponieważ dopuściła się kradzieży psa, którego chciała uratować przez brutalnym właścicielem. Z pomocą przystojnego prawnika i swoich protektorów zrobi wszystko by ją przyjęli z powrotem. 
Autorka, Elizabeth Camden, zdecydowanie odrobiła lekcję historii i znakomicie oddała realia epoki. Dziś, kiedy możemy studiować co chcemy, wszystkie kierunki stoją przed nami otworem bez względu na płeć, rasę czy wyznanie, zapominamy o tym, co było jeszcze 100 lat temu. Kobieta na uniwersytecie była rzadkością, a nawet jak udało jej się ukończyć studia i zdobyć dyplom, to znalezienie pracy było dla niej nie lada wyzwaniem. Społeczeństwo nie ufało płci pięknej. Muszę przyznać, że naszą główną bohaterkę polubiłam od pierwszego wejrzenia. Była ambitna, nieco zbuntowana, widziała czego chce i nie bała się po to sięgnąć. Od samego początku jej kibicowałam, nie tylko w tym by udało jej się wrócić na uczelnię, lecz również w miłości. Szczególnie, że trafił jej się mężczyzna, nie dość że przystojny, to jeszcze równie ambitny jak ona, dobry, szczery a na dodatek bogaty. "Przebudzone serce" to kolejne opowiadanie o narodzinach miłości, które czyta się z czystą przyjemnością. Elizabet Camden pisze z pasją, znawstwem ludzkiej natury i nutką humoru, która sprawia że opowiadanie jest lekkie i przyjemne .

Myślę, że pomysł zebrania w jednej książce, trzech wybranych "romansów historycznych" i zaprezentowania ich światowej społeczności czytelników, jest jak najbardziej strzałem w dziesiątkę. Muszę przyznać, iż  do tej pory nie znałam ani jednej z autorek, jednak zbiór ten, w moich oczach, zrobił im niesamowitą reklamę. Dzięki nimu nie dość, że mogłam poczytać o początkach miłości to jeszcze dowiedziałam się czegoś o historii i tradycji Stanów Zjednoczonych. Choć nie lubię mieszania religii ze sztuką, chyba że mamy do czynienia z literaturą stricte chrześcijańską, tak w tym przypadku wszystko zgrało się doskonale a wiara i rytuały nie zdominowały całej fabuły. Nie martwcie się, historie te nie zostały napisane po to, by zareklamować wam Boga czy nakłonić was do tego, byście przeszli na "jasną stronę mocy". Religia jest częścią naszej tradycji, naszego wychowania i współczesnego świata, więc nie dziwi fakt, iż od czasu do czasu trafią się nam bogobojni bohaterowie. Nie powinniśmy się ich obawiać, lecz pokochać. 

Trzy autorki, trzy pisarki, trzy współczesne kobiety udowodniły, że da się napisać książkę o miłości, w której największym zbliżeniem będzie pocałunek, jedyną przeszkodą na drodze do spełnienia obawy bohaterów a zwroty akcji okażą się niczym więcej jak trafienie końskim kopytem. Ja jestem zadowolona. W czasach kiedy autorzy robią wszystko byle tylko pisano o nich w gazetach, stają się coraz bardziej kontrowersyjni i stawiają na szokowanie czytelników, w czasach kiedy ze stron powieści rzucają się na nas napalone nastolatki i wszelkiego rodzaju bad boysi, potrzeba nam książek, które okażą się odskocznią od brutalności, wyuzdanej erotyki i bezsensownej przemocy. Oby takich antologii było jak najwięcej. Polecam.


Tytuł : "Wszystkie moje jutra"
Autor : Elizabeth Camden, Kare Witemeyer, Jody Hedlund
Wydawnictwo : Dreams
Data wydania : 24 kwietnia 2019
Liczba stron : 352
Tytuł oryginału : All My Tomorrows: Three Historical Romance Novellas of Everlasting Love


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
 
 


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html


3 komentarze:

  1. Interesująca lektura, zwłaszcza w porównaniu do wszechobecnych ostatnio romansów erotycznych. Dobrze czasem sięgnąć po coś tak odmiennego, po taki... spokojny romans;) Osobiście nie jestem wprawdzie zwolenniczką romansów historycznych, ale naprawdę doceniam fakt, że taka antologia ukazała się na naszym rynku (i odwagę wydawnictwa, które zdecydowało się na podobną publikację w czasie, kiedy popularne są zupełnie inne lektury;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Beatą N. Napisać ciekawy, nieszablonowy romans to sztuka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten tytuł mnie zaciekawił!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger